sobota, 31 grudnia 2011

zycie z dziecmi nie jest nudne

Trzy dni temu zabralam chlopcow w jedno z naszych ulubionych miejsc, czyli do Muzeum dla Dzieci w Phoenix. O tym miejscu juz kiedys pisalam. Nie jest to muzeum w europejskim znaczeniu tego slowa, ale raczej olbrzymi, edukacyjny plac zabaw dla dzieci. Goraco polecam kazdemu, kto z dzieckiem/cmi w wieku od 2 do 10 lat odwiedzi Phoenix.
W Muzeum jest sklepik z ksiazkami i zabawkami. Przed wyjazdem zapowiedzialam:
- Niczego nie kupujemy. Dostaliscie tyle prezentow od Dzieciatka, ze nie chce slyszec o zadnych nowych zabawkach.
- Ale ja mam swoje pieniazki - Mlodszy bujnal mi przed nosem, na oko dosc ciezkim,  woreczkiem pelnym cwiercdolarowek, dziesiecio, piecio i jednocentowek - I chce kupic sobie miecz swietlny. Oni tam maja. Wlasciwie to tylko po ten miecz jade - oswiadczyl moszczac sie w swoim krzeselku samochodowym.
Mlodszy od jakiegos czasu jest wielbicielem Star Wars. Nie przeszkadza mu, ze nie widzial ani jednego odcinka tego dziela. Bawi sie w Star Wars, jest postaciami z tego filmu, wymysla nowe odcinki, a potrzebna do tego wiedze czerpie od Meza albo z katalogu Lego. No i brakuje mu swietlnego miecza...
Pomyslalam sobie, ze skoro zamierza przeznaczyc na zakup miecza swoje oszczednosci i tylko w tym celu jedzie, to niech bedzie.
Wracalismy wiec z dwoma mieczami swietlnymi (Mlodszy jest szczodry i ma dobre serduszko dla brata), ktorymi chlopcy blyskali z tylu samochodu. Jechalo sie dobrze, powoli zaczal zapadac zmrok. Kochani wspoluzytkownicy autostrady i ulic w Tucson zadziwiajaco szybko zjezdzali mi z drogi. A ja zadowolona prulam do domu.
- Wszyscy ci zjezdzali, bo mysleli, ze jedzie highway patrol albo policja. Przeciez te miecze nie dosc, ze blyskaja czerwono-niebieskim swiatlem, to jeszcze z podobna czestotliwoscia - uswiadomil mnie w domu Maz
- Wiesz, moze pozycze te miecze kiedys od chlopcow - dorzucil nagle z blyskiem w oku.
- Miecze przychodza z wlascicielami w pakiecie - mruknelam.

***


W czwartek umowilam sie z moja przyjaciolka Kate do kina. Po latach poczulam, ze wreszcie spokojnie moge wyjsc wieczorem z domu i zamierzam z tego korzystac. Uzgodnilam wiec z Mezem, ze powinien byc w domu najpozniej o 7:25. Obiecalam, ze dzieci beda juz w 100 % "zrobione", tylko zgasic nocne lampki przy lozeczkach. Poinformowalam potomstwo, ze wieczorem wychodze. Do kina.
- Sama?! - zapytal zdumiony Mlodszy.
- Nie, z Kate. - odparalam zgodnie z prawda.
- No, ale bez nas?! - nie mogl zrozumiec Starszy.
- Bez was, to bedzie film dla doroslych.
Obaj wygladali na lekko zszokowanych. Przygladali mi sie przez chwile z lekkim niedowierzaniem.
O 7:10, kiedy to moje umyte i najedzone dzieci powinny byly szukac ksiazeczek do wieczornego czytania uslyszalam nagle przerazliwe zawodzenie Starszego:
- Maaamoooo, a Placek (tak czasem nazywamy Mlodszego) zniszczyl jedna lampke na choince!
Lece wiec pod choinke i widze Mlodszego lezacego pod choinka na brzuchu, ktory to Mlodszy probuje wypluc resztki szkla...
- Polknales cos? - pytam groznie.
- No cos ty! Nie, nic nie polknalem! Przeciez szkla sie nie polyka! - zaprzeczyl oburzony.
- A czy sie gryzie lampki na choince?! - wrzasnelam, bo moje nerwy nie wytrzymaly wizji podrozy na ER z Mlodszym i wielogodzinnego pobytu tamze zamiast milego wieczoru w kinie w towarzystwie Kate.
Dziesiec minut po zdarzeniu pojawil sie w domu Maz.
- Wychodze. Placek przegryzl lampke na choince. Twierdzi, ze nie polknal szkla. Krwi nie bylo - rzucilam i ulotnilam sie najszybciej jak moglam.
W samochodzie opowiedzialam Kate o najswiezszym wyczynie Mlodszego.
- Moj najmlodszy brat byl taki. - powiedziala smiejac sie - Nasza mama powiedziala, ze gdyby byl jej pierwszym dzieckiem, to pozostalby jedynakiem.

***


- Musze zrobic siku! - wrzasnal Mlodszy i pognal do lazienki.
Jesli myslicie, ze po wsadzeniu glowy do lazienki ujrzalam go oddajacego kulturalnie mocz do klopa, to jestescie w grubym bledzie i nie znacie jeszcze Mlodszego. Mlodszy sikal do... wanny.
- Dlaczego robiles siusiu do wanny?! - staralam sie nie podnosic glosu.
- Bo mi sie nie chcialo podnosic deski - odparl z niewzruszonym spokojem Mlodszy.
Wieczorem zdalam relacje Mezowi dorzucajac kilka obaw o przyszlosc Mlodszego.
- Wiem, on tak robi - przytaknal radosnie Maz - Kiedy na niego patrze, to widze siebie 50 lat temu - dorzucil juz mniej radosnie - I wiesz co?  Coraz lepiej rozumiem swoja matke - zakonczyl z westchnieniem.

***


Tak wiec ciagle cos sie dzieje. Z naszymi dziecmi zdecydowanie sie nie nudzimy. Sylwestrowego poranka Maz z chlopcami wybrali sie nad rzeke, ktora odkryli dwa tygodnie temu niedalego domu. Dzisiaj Maz nakrecil tam krotki film, ktory mozecie sobie zobaczyc. Jest slabej jakosci, bo krecony komorka, ale dobrze widac na nim prawdziwa rzeke, ktora plynie niedaleko naszego domu.


Wiem, ze wiekszosc z Was jest juz od paru godzin w Nowym 2012 Roku. My ciagle jeszcze zegnamy 2011. Zycze Wam i sobie, zeby ten 2012 rok byl dla nas wszystkich dobry, bysmy ogladajac sie wstecz mogli sobie powiedziec, ze nie zmarnowalismy tego czasu, ze jestesmy znowu troche madrzejsi i lepsi.

środa, 28 grudnia 2011

jak to u nas w te Wigilie bylo

W wigilijny poranek oczekiwanie na Dzieciatko Jezus, a wlasciwie na prezenty, ktore przynosi i zostawia kazdego roku pod nasza choinka, oraz emocje z tymze oczekiwaniem zwiazane siegnely zenitu. Starszy i Mlodszy mieli glupawke, chichrawke, niegrzeczniawke i pare innych przypadlosci jednoczesnie. Uczciwie przyznam, ze mialam serdecznie dosc swoich dzieci. Maz tez mial dosc. Zasiadl pod nieubrana jeszcze choinka, popatrzyl w zamysleniu na szalejacych synow i odezwal sie tymi slowy:
- Dla mnie Boze Narodzenie mogloby nie istniec. Staram sie najlepiej jak potrafie swietowac, bo wiem, ze zalezy na tym waszej mamie i wam. Ale jesli sie nie uspokoicie, to w tym roku nie ubierzemy choinki...
W dzieci jakby piorun strzelil. Jak to: nie ubierzemy choinki?!
- Mamo, ubierzesz z nami choinke? - uczynil niesmiala probe Starszy, choc nauczony swoim prawie szescioletnim doswiadczeniem powinien wiedziec, ze nie gram w te gre.
- Ubieranie choinki, to jest robota taty i wasza. Jesli ojciec stwierdzil, ze nie da rady z wami jej ubrac to trudno, nie bedzie w tym roku przystrojonego drzewka. Zielona tez jest ladna. I pachnie. Mnie wystarczy, ze pachnie. - powiedzialam stanowczo, choc gdzies gleboko mialam nadziekje, ze Maz jednak zmieknie.
Male gnomiki poszeptaly cos miedzy soba, poprzepychaly sie, lypnely spod oka na ojca, na mnie i zasiadly do Lego. Siedzialy tak bita godzine i budowaly. W domu panowala bloga cisza, ktora tylko od czasu do czasu zaklocal moj odkurzacz. Po godzinie Maz zaczal znosic z garazu choinkowe gadzety.
- Nakladacie ozdoby na zmiane: raz jeden, raz drugi. Nie chce slyszec zadnych klotni ani wrzaskow. Nie ma biegania ani skakania. Czy wyrazam sie jasno?
Dwa gwaltowne, potakujace kiwniecia lepetynkami.
To bylo najbardziej zgodne ubieranie choinki w naszym domu.
O godzinie 1:00 Maz pojechal do swojego labu wyjac probki z pieca...20 lat temu uznalabym to pewnie za profanacje i osobista zniewage. 7 lat temu, u progu swego malzenstwa, bylabym gleboko nieszczesliwa, ze tego dnia dla niego wazniejsze jest wyciagniecie paru kilogramow piachu z pieca niz szykowanie ze mna kolacji wigilijnej.
Dzisiaj wiem, ze dla mojego Meza naprawde Swieta moglyby nie istniec. Ale stara sie najlepiej jak potrafi obchodzic je razem z nami. Nie zawsze tak bylo. Mamy za soba dluga droge pelna bolesnych doswiadczen. Ciesze sie, ze dzisiaj jestesmy w miejscu, z ktorego kazde z nas stara sie dostrzec potrzeby tego drugiego.
Maz wrocil do domu na godzine przed kolacja wigilijna. Spedzilismy razem mily, cieply, rodzinny wieczor. Pobawilismy sie z dziecmi ich nowymi zabawkami, pobylismy razem. Kiedy chlopcy znikneli w drzwiach swojej sypialni, Maz pognal do swoich jeszcze cieplych (prosto z pieca) danych, a ja zaglebilam sie w fotelu z ksiazka, ktora znalazlam pod choinka. Coz, kazdy swietuje tak jak lubi.

piątek, 23 grudnia 2011

moje zyczenia dla Was

Mili moi Czytelnicy,

w te nadchodzace Swieta Bozego Narodzenia zycze Wam zdrowia i milosci, bo zgadzam sie z Chustka, ze w zyciu tylko to sie liczy. Niech te Swieta przyniosa Wam tez radosc dzieki ktorej mozemy patrzec na, nielatwe czesto, zycie z przymruzeniem oka, a na problemy ze zdrowym dystansem.
Badzcie wielkoduszni dla siebie i swoich najblizszych, bo przeciez swietujemy narodziny Tego, Ktory jest Dobrem, Miloscia i Przebaczeniem. Cieszcie sie swoimi nablizszymi; tym, ze sa i jacy sa.
Choc sciskam Was wirtualnie, to podpisujac sie pod realnymi zyczeniami uzywam swojego realnego imienia:
Ania.

wtorek, 20 grudnia 2011

nowa, swiecka tradycja

Tradycja w naszym domu jest, ze mak na makowiec kreci Maz. I kroi salatke jarzynowa ogladajac przy tym "Misia". Kupuje tez z chlopcami choinke.
Rok temu tradycji nie stalo sie zadosc, poniewaz Maz z powodu ataku zimy byl utkniety na lotnisku w Zurichu na 36 godzin. Nastepnie odbyl przymusowe miedzyladowanie gdziestam po drodze, bo jeden z kochanych wspolpasazerow ktory jednoczesnie okazal sie byc cukrzykiem najadl sie czegos, czego jesc nie powinien albo/i zapomnial zabrac ze soba insuline. Skutkiem swojej lekkomyslnosci oraz/lub zapominalstwa zaczal schodzic z tego swiata. Maz pojawil sie wiec w progu domostwa chwile przed kolacja wigilijna wykonczony podroza oraz osmiogodzinna roznica czasu miedzy nami a Europa. Krecenie maku na makowiec, kapusty z grzybami na farsz do pierogow, zakup choinki oraz kilka innych drobiazgow przedswiatecznych stalo sie moim wylacznym udzialem.
W tym roku Maz nigdzie nie podrozuje. Jest sporadcznie w domu, ale tylko mocno przeziebionym cialem. A jego duch szykuje sprzet potrzebny do badan, kore bedzie robil po Nowym Roku na Hawajach, wykancza artykuly, sprawdza egzaminy, przygotowuje wystapienie na konferencje. Naturalnie wlasnie teraz Maz musi co drugi dzien pojechac w teren na caly dzien celem pobrania probek lub zrobienia pomiarow. Na moja bardzo niesmiala propozycje przekrecenia maku (jutro chce upiec makowiec) Maz odpowiedzial stanowczo:
- Nie dzisiaj. Dzisiaj musze napisac list polecajacy Trentonowi (postdoc Meza, ktory szuka pracy) - po czym oddalil sie kichajac i smarczac przed oblicze swego komputera.
Nie lubie Trentona. I niech tak zostanie. Przeciez nie moge znielubic Meza. I to na 4 dni przed Bozym Narodzeniem. A mak i kapuste przekrece sama. Powoli staje sie to nowa, swiecka tradycja w naszym domu.

środa, 14 grudnia 2011

a w gorach spadl snieg...

- Marnujesz moje zycie kiedy kazesz mi  pisac te wyrazy! - rzucil oskarzycielskim tonem Starszy podczas dzisiejszego odrabiania lekcji i zadarl buntowniczo brode do gory - i w dodatku widze, ze strasznie cie to cieszy.
No tak, celem przewodnim i nadrzednym mojego zycia jest zmarnowac jego przyszlosc oraz troche mu podokuczac.  I, rzecz jasna, doskonale sie przy tej okazji bawie.
Kiedy moj syn narzekal na mnie, w moim umysle blysnela na chwile mysl, ze ja w jego wieku nie smialam odzywac sie do matki w ten sposob, tym tonem...

A tymczasem w gorach spadl snieg. Najpierw lalo przez dwie noce i dwa dni niemal nieustannie. Kiedy chmury sie podniosly i znowu naszym oczom ukazaly sie gory Catalina zobaczylismy...

lubie patrzec na snieg

szczegolnie kiedy jest, a jednak mnie nie dotyczy
w postaci odsniezania, grubych butow, kurtek, czapek, szalikow, oblodzonej nawierzchni

jest jednak wystarczajaco blisko jesli chcemy pojezdzic na sankach lub nartach

na koncu tej drogi, ktora sie nazywa Sabino Canyon, jest szkola Starszego,
prawda, ze dzieci maja ladny widok?

niedziela, 11 grudnia 2011

nocni goscie

Zakupilam piekna gwiazde betlejemska celem wprowadzania nastroju bozonarodzeniowego. W zaszlym roku gwiazda stala przy drzwiach frontowych, ale mi zmarzla. Tego roku bylam zatem juz madrzejsza o doswiadczenie zeszloroczne i znalazlam miejsce dla kwiatka w domu.

dynie zostaly eksmitowane celem zrobienia miejsca dla gwiazdy

pozycje przy drzwiach frontowych zajmowaly zaledwie kilka godzin...

przyszly bowiem wyglodniale javeliny i je ze smakiem (i halasem) schrupaly!

sobota, 10 grudnia 2011

zdjecia z wyjazdu i nie tylko

Tydzien temu wrocilismy do domu. Od powrotu cos robie. Glownie sprzatam, bo podloga sie klei a smierdzaca brudem lazienka budzi we mnie wstret.
- Dlaczego nie widzisz, ze uszczelnilem wanne silikonem i sprzatnalem garaz?! - zapytal z wyrzutem Maz - Dlaczego widzisz tylko te brudna podloge i smierdzacy klop?
Nie wiem dlaczego. Taka moja uroda lub jej brak. Prawdopodobnie powinnam dostrzec i pochwalic. No coz, nigdy nie twierdzilam, ze jestem idealna zona. Prawdopodobnie nie jestem nawet przecietnie dobra. Trudno.
Wczoraj odwiedzilam z Mlodszym alergologa. Wiedzialam, ze ma jakies alergie wziewne. Testy mialy nam tylko powiedziec na co konkretnie. Niestety lekarzowi latwiej bylo powiedziec na co Mlodszy nie ma uczulenia: sa to koty, psy, konie, kroliki, roztocza i karaluchy (ha!). Mlodszy jest uczulony na wszystkie najpopularniejsze w Arizonie trawy (7), drzewa (12) i inne roslinki za wyjatkiem bawelny (18). Jesli wezmiemy pod uwage, ze tu ciagle cos kwitnie i pyli...ehhhhh.
A dwa tygodnie temu bylismy nad oceanem. Bylo cieplo (26C) i slonecznie. Chodzilismy na plaze, doskonale sie bawilismy i kazde z nas odpoczelo na swoj sposob.








wtorek, 6 grudnia 2011

(znowu) wakacje

Bylismy na wakacjach. Chlopcy i ja. Maz tyral, jak zwykle. My wypoczywalismy za siebie i za niego. Byly to nasze wakacje miedzy wakacjami, tzn. po Swiecie Dziekczynienia a przed przerwa zimowa. Nasz prywatny, maly wypoczynek.
 Z lekkim niepokojem zastanawiam sie tylko jak (i kiedy) powiedziec pani nauczycielce Starszego, ze tuz po przerwie zimowej oddalimy sie w kierunku Hawajow na 10 dni. Starszego znowu nie bedzie w szkole. Nie, zeby sobie nie radzil. Radzi sobie calkiem dobrze, ale wydaje mi sie, ze oni tutaj takich nadprogramowych przerw nie lubia...Ostatnio dostalam biuletyn szkolny, w ktorym zostalo napisane jasno, ze przerwy powoduja szkody nie do nadrobienia w edukacji dziecka, trwala dziura, nie do zalatania. Hmmm, przygnebiajace.
Dzieci, ktore maja mniej niz 90% obecnosci moga zostac na drugi rok w tej samej klasie. Ozesz! A Starszy ma juz 11% absencji (tak, tak policzylam) wiec nijak mu nie wyjdzie na koniec roku 90% obecnosci.
Swoja lekkomyslna, frywolna wrecz checia podrozowania stawiam pod wielkim znakiem zapytania przyszly zyciowy sukces Starszego. Moze nie bedzie w przyszlosci prezesem wielkiego banku, doskonalym lekarzem albo tez wzietym prawnikiem. Ciekawe, czy mi wybaczy, gdy sie zorientuje, ze to wszystko moja wina. I tych podrozy na Hawaje.
A przeciez swiat jest taki piekny. I roznorodny i ciekawy, fascynujacy. Lubimy podrozowac i tak sie niefortunnie nasze zycie uklada, ze mozemy to robic! W duzej mierze jest to zasluga Meza, a wlasciwie jego pracy, w ktora wpisane sa konferencje i prace terenowe w roznych ciekawych miejscach.
Na zakonczenie tego posta dodam, ze u nas tez zrobilo sie zimno. W nocy bylo ponizej zera, a w dzien 10C. Wczoraj, kiedy wiozlam Starszego do szkoly na moj samochod padaly platki sniegu. Nie moglam uwierzyc w to co widze. Dzieci idace do szkoly krzyczaly: pada snieg w Arizonie! Ale nadal swieci slonce. I od jutra ma sie ocieplac.