wtorek, 31 stycznia 2012

cos

Wczoraj poszlam obejrzec moje "cos". Tego co czuje moja gin i ja nie widzi maszyna. Ani USG ani mammo. Hmm, interesujace. Natomiast mammo wykazalo, ze mam inne "cos" w drugiej piersi. Malenkie, wielkosci ziarenka piasku.
- Ma pani dwie opcje. Pierwsza, czekac i powtorzyc mammo za 6 miesiecy. Druga, zrobic biopsje i sprwdzic, co to jest. - powiedziala pani radiolog.
W czwartek ide na biopsje. Ciekawa jestem.
Kochane moje, badajcie sie! Poswieccie w roku jeden dzien, zeby sprawdzic, czy z Wami wszystko ok.

niedziela, 29 stycznia 2012

...



Nada te turbe, Santa Teresa de Avila

Nada te turbe,
Nada te espante,
Todo se pasa,
Dios no se muda,
La paciencia
Todo lo alcanza;
Quien a Dios tiene
Nada le falta:
Sólo Dios basta.
Eleva el pensamiento,
al cielo sube,
por nada te acongojes,
Nada te turbe.
A Jesucristo sigue
con pecho grande,
y, venga lo que venga,
Nada te espante.
¿Ves la gloria del mundo?
Es gloria vana;
nada tiene de estable,
Todo se pasa.
Aspira a lo celeste,
que siempre dura;
fiel y rico en promesas,
Dios no se muda.
Ámala cual merece
Bondad inmensa;
pero no hay amor fino
Sin la paciencia.
Confianza y fe viva
mantenga el alma,
que quien cree y espera
Todo lo alcanza.
Del infierno acosado
aunque se viere,
burlará sus furores
Quien a Dios tiene.
Vénganle desamparos,
cruces, desgracias;
siendo Dios su tesoro,
Nada le falta.
Id, pues, bienes del mundo;
id, dichas vanas,
aunque todo lo pierda,
Sólo Dios basta.
***
Ten piekny kanon, to moje wolanie-modlitwa.
O zdrowie.
O sily do walki.
O zycie.
Dla Joanny.

sobota, 28 stycznia 2012

jak dzieci myly podloge

W nocy Mlodszego zaczal meczyc katar i stan podgoraczkowy. Juz wieczorem oswiadczyl, ze bedzie zasypial w moim lozku, bo "w nocy i tak przyjde, wiec po co marnowac czas". Jasne, tylko, ze dla mnie czas spedzony bez smarczacego i pojekujacego Mlodszego we wlasnym lozku jest raczej czasem zyskanym lub raczej odzyskanym. Kazdy ma jednak prawo do swojego, subiektywnego ogladu sytacji. Noc, dzieki obecnosci przeziebionego Mlodszego, nie nalezala do najlepszych. Budzil mnie swoim sapaniem, jekami, kopniakami w plecy oraz wymachami rak ilekroc udalo mi sie zapasc w sen. Mam wrazenie, ze perwersyjnie odczekiwal pierwsze10-15 minut snu i uderzal. Tak, zdecydowanie tej nocy nie odpoczelam. 
Nad ranem, czyli ok. 5:30 przyczlapal Starszy, zeby mi oswiadczyc, ze nie bedzie spal. Na te wiesc, drzemiacy u mego boku Mlodszy poderwal sie na rowne nogi i juz ich nie bylo. Wreszcie moglam zasnac. Spalam. Snily mi sie jakies blizej nieokreslone, ale mile rzeczy.
- Mamo, nalalem sobie mleczka - uslyszalam glos Starszego, jak przez mgle - i nic mi sie nie rozlalo.
- Yhmmm, swietnie synku - wymruczalam w polsnie - to teraz wypij i daj mi jeszcze chwilke pospac, dobrze?
- Ja tez sobie nalalem mleka - okazuje sie, ze Mlodszy rowniez pojawil sie u mego wezglowia - ale troche mi sie rozlalo...
- To powycieraj i idz sie bawic. Chce spac! - moja granica miedzy uprzejmoscia a furia bladym switem jest bardzo, bardzo cieniutka.
Spalam dalej. Dzieci bawily sie zadziwiajaco grzecznie i bez klotni. Bylo cicho. Zadziwiajaco cicho, jak na nasz dom...
O 8:00 wstalam, zeby nastawic maszyne na kawe. Wchodze do kuchni, a w kuchni, przy zlewie na stoleczku stoi Mlodszy...I kubkami wylewa wode na podloge. 
- Myjemy podloge - rzucil do mnie przez ramie, gdy zauwazyl, ze sie pojawilam - bedzie czysciutko!
- Tak, dzisiaj mamy dzien lsniacej i sliskiej podlogi - wlaczyl sie Starszy, ktory pracowicie rozprowadzal litry wody po kafelkach w kuchni.
- Czy widziales kiedys, zebym w taki sposob myla podloge? - zapytalam bardzo silac sie, zeby brzmiec spokojnie.
- No nie, ale im wiecej wody, tym bedzie czysciej, prawda? - Mlodszy staral sie byc logiczny w swoim szalenstwie.
- Nie, nie prawda! - warknelam rozezlona - Lapiecie szmaty i zbieracie teraz te wode! Ja wam nie pomoge, bo mam tylko jedna reke, a gipsu nie moge moczyc. Zabierajcie sie do roboty, bo za chwile wpadne w szal! A skutki mojego szalu odczujecie na swoich pupach!
- Masz zlamana reke - Mlodszy przyjrzal mi sie krytycznie - Lepiej uwazaj, zebys sobie nie zlamala drugiej! - zachichotal, bardzo zadowolony ze swojego niewybrednego dowcipu.

Naszla mnie dzisiaj taka oto refleksja: dzieci pokroju  Mlodszego, czyli wulkany niespozytej energii oraz najbardziej niezwyklych pomyslow w polaczeniu z nieustanna potrzeba eksperymentowania powinny sie rodzic ludziom do 30 roku zycia. Rodzice 40-50letni, czyli tacy jakimi my z Mezem jestesmy, powinni byc uszczesliwiani nieco spokojniejszymi i bardziej nudnymi egzemplarzami.

czwartek, 26 stycznia 2012

rozterki matczynego serca

Maz wyjechal do Sedony pobierac swoje probki. Wynajal dom, zwolal ekipe: postdoc + student. I sie ulotnil. Przed zniknieciem uczynil mi propzycje dolaczenia do ekspedycji. Odmowilam. W ciagu ostanich szesciu dni odwiedzilam trzy gabinety lekarskie, wozilam dzieci do/ze szkoly/przedszkola/basenu/pilki noznej. Zaliczylam w przedszkolu Mlodszego Pajama Night, dwa razy bylam wolontariuszem w klasie Starszego. W to wszystko zrecznie wplotlam gotowanie, sprzatanie, pranie i zakupy. Nie mam ochoty pakowac siebie i dzieci, zeby jechac, w piekne skadinad miejsce i spedzac czas z ludzmi, ktorych bardzo slabo znam. Tydzien temu wrocilam z podrozy i chce pobyc w domu. Spedzic leniwy wieczor/weekend. Nie gnac, nie zalatwiac, nie zastanawiac sie co jeszcze musze, albo czy o wszystkim pamietalam.
Maz odmowe przelknal gladko. Wystapil jednak z propozycja, ze skoro wszyscy nie mozemy jechac, to moze on wezmie ze soba chlopcow, albo przynajmniej jednego. Moze byc Mlodszy, ktory w piatki nie chodzi do przedszkola, wiec nic nie straci.
No i stanelam przed dylematem.
Z jednej strony wizja samotnie spedzonych w domu trzech dni byla bardzo, bardzo kuszaca. 
Z drugiej zas powrocily opowiesci Meza, jak to podczas letniej meskiej wyprawy, rowniez do Sedony, Mlodszy bez uprzedzenia oddalil sie za nowo poznanym kotkiem. Zostal odnaleziony przez wlasciciela hotelu przy ruchliwej sedonskiej przelotowce i doprowadzony...Na moja uwage, ze trzylatka nie nalezy spuszczac z oka nawet na piec minut, szczegolnie w nowym, obcym miejscu Maz powiedzial z oburzeniem:
- Przeciez nie moglem jednoczesnie pakowac samochodu i na niego patrzec!
Nic dodac, nic ujac.
W ostatnia niedziele Maz zabral synow na Mount Lemmon. Wczesniej jednak musial zahaczyc o kampus, bo chcial zabrac z biura sprzet do pomiarow. Po powrocie do domu zeznal mi, ze dzieci bawily sie przed budynkiem, kiedy on nosil swoje klamoty. Informacje uzyskalam w kontekscie niewlasciwego zachowania pociech. Zdumienie mego slubnego siegnelo zenitu, gdy ja, zamiast przyznac mu racje, wspolczuc i pocieszyc, stanowczo i zdecydowanie zaprotestowalam przeciwko zostawianiu bez opieki cztero i pieciolatka przed budynkiem uniwersytetu, tuz przy ulicy.
Dzieci zostaly ze mna w domu. Maz pojechal sam poteznie na mnie obrazony. Ja natomiast zostalam ze swoim dylematem. Nie wiem, czy dobrze zrobilam nie zgadzajac sie na wyjazd Mlodszego z tata. Chlopcy uwielbiaja z nim spedzac czas, wyjezdzac. Jest dobrym tata, z pewnoscia zostawia chlopcom wiecej wolnosci niz ja, bardzo ciekawie, madrze i przystepnie objasnia im swiat. I lubi to robic, lubi z nimi byc.
Ale...ale czesto traktuje ich jak starsze dzieci. A ja sie zwyczajnie boje, zeby moich dzieci nie spotkala krzywda.

wtorek, 24 stycznia 2012

samo zycie

Stoimy z Bobbym w kolejce do budki, w ktorej sprzedaja rewelacyjne fish and chips. Srednia wieku kolejki: ok 65 lat, bowiem zima na Big Island przylatuja glownie emeryci. No i naukowcy. Moja zlamana reka stanowi glowna atrakcje kolejkowa.
- A coz to sie stalo z pani reka - pyta zazywna jejmosc z troska w glosie.
- Zlamalam - informuje po raz dwudziesty tego dnia i nie czekajac na dalsze standardowe pytanie dorzucam - wychodzilam z wody, pchnela mnie fala i upadlam na skale.
- Co za pech - piecdziesieciolatek w koszulce w ananasy wyglada na zmartwionego - podczas wakacji...
- Nie jest zle - pocieszam pana w ananasach - ciagle moge chodzic.
- No ale jest pani na Hawajach - wlacza sie starsza, mocno pomalowana pani - ze zlamana reka!
- Ale to tylko lewa reka - probuje przekonywac - a ja jestem praworeczna. I to w dodatku moja, a nie mojego syna.
- Ma pani przeciez zmarnowane wakacje! - oponuje jejmosc w rozmiarze XXXL, ktora najwyrazniej nie moze sie pogodzic z moja beztroska.
- Prosze sie nie martwic - powoli zaczynam tracic cierpliwosc - ja tu jestem piaty raz. I latem znowu tu przylece. A wypadki sie zdarzaja. Poprostu takie jest zycie.

Nie, nie mialam zmarnowanych wakacji. Mimo zlamanej reki i mimo znalezienia tydzien wczesniej przez absolutny przypadek "czegos" w swojej piersi. Spedzilam mile dziesiec dni ze swoja radzina w pieknym miejscu. Odpoczelam i jestem gotowa na nowe wyzwania, ktore niesie zycie.
Dzisiaj zalozono mi sliczny, czerwony gips. Moja reka poczula sie duzo lepiej! Odwiedzilam tez swojego ginekologa, ktory przypuszcza, ze to "cos" co znalazlam, to jakas cysta. W przyszlym tygodniu czeka mnie mammografia i ultrasound. Jestem dobrej mysli.      

poniedziałek, 16 stycznia 2012

wypadek

Nawet w raju zdarzaja sie wypadki. Fala popchnela mnie mocno, a ja chcac sie wyratowac podparlam sie lewa reka trafiajac na skale. Zlamalam lewa reke w nadgarstku. Ciesze sie, ze reke, a nie noge. I ze lewa a nie prawa. Ze na plazy byli dobrzy ludzie, ktorzy zebrali moje rzeczy, dzieci i odprowadzili nas do domu. Ze pewna pani zostala z chlopcami a Bobby, ktory sie jakims cudem znalazl chwile po nas w domu, zawiozl mnie na ER. Maz oczywiscie pozostawal poza zasiegiem, wiec zyl w blogiej nieswiadomosci zmian, ktore zaszly w naszym zyciu na najblizsze 8-12 tygodni.
Panowie ugotowali obiad. Ja powoli odkrywam ile rzeczy mozna robic tylko jedna reka. 
Ponizej zdjecia sprzed wypadku. Ide spac. Milego i bezwypadkowego dnia dla wszystkich!








niedziela, 15 stycznia 2012

nasza plaza

Nasza ulubiona plaza.

Znaleziona przez Meza przez absolutny przypadek 4 lata temu podczas robienia pomiarow.

Od tego czasu zawsze w tym miejscu wynajmujemy dom.

Poza wspaniala plaza i oceanem

sa tu nie mniej wspaniale drzewa

krzaki

i chaszcze,

ktore do woli mozna przeczesywac z bratem.

Wiecznie wszystkiego zakazujaca matka zostala w domu

wiec trzeba korzystac z zycia dopoki los i tata sa laskawi.
Tak oto wygladala meska wyprawa na plaze moich trzech panow.

czwartek, 12 stycznia 2012

wyprawa lodzia

Poplynelismy lodka. Wszystko bylo dobrze (ze mna) tak dlugo, jak lodz prula rowno przed siebie. Pomiary Meza wymagaly jednak, zeby wylaczyc silnik i dryfowac w odleglosci mniej wiecej jednej mili od brzegu. Dziesiec minut bujania sie na fali zupelnie wystarczylo, zeby moj zoladek sie zbuntowal. Znalazlam wiec pod pokladem zaciszna koje i tam przelezalam z zamknietymi oczami dwie godziny pomiarow.
Po jakims czasie mojego lezenia w drzwiach pojawil sie Mlodszy radosny jak szczygielek i podekscytowany do granic swoich czteroletnich mozliwosci.
- Co to znaczy rzygac? - rzucil tonem lekkiej konwersacji
- Nie mowi sie rzygac, bo to nieladnie - uchylilam z wysilkiem jedna powieke, ale poniewaz moj zoladek natychmiast ruszyl w kierunku przelyku, czym predzej ja zamknelam.
- A jak sie mowi? - Mlodszy, jak zwykle, byl dociekliwy.
- Wymiotowac - wydusilam slabo.
- Rzygac i wymiotowac znaczy to samo, tak? - informowal sie w dalszym ciagu Mlodszy
- Yhmm - bardzo chcialam, zeby juz sobie poszedl - ale wymiotowac brzmi bardziej elegancko.
- No dobrze, ale co to znaczy - drazyl niestrudzenie.
- Wiesz przeciez, oddawac to co sie, zjadlo - czulam, ze zoladek rozpoczyna znowu swoje harce.
- Z zoladka - Mlodszy wyraznie delektowal sie przedmiotem naszej konwersacji.
- Yhmm - wydusilam - mozesz juz mnie zostawic?
- A tatus powiedzial, ze ty chyba bedziesz rzygac - rzucil na odchodnem.
- Nie mowi sie rzygac tylko wymiotowac - jeknelam i nakrylam glowe kocem.

Widzielismy wieloryby. Sa wspaniale. Cudne. Czasem mysle sobie jak wspaniale dziecinstwo maja Mlodszy ze Starszym. W ciagu czterech - pieciu lat swojego zycia widzieli tak wiele pieknych miejsc i rzeczy. A najbardziej fascynuje mnie, ze przyjmuja urode i roznorodnosc swiata jako najbardziej oczywista i naturalna.

Mlodzszy jak zwykle gada, rowniez rekami...

pan opowiada o lowieniu ryb, chlopcy sluchaja.

widoki przez okno oraz resztki sniadania, ktorego tylko ja nie jadlam.

Starszy pierwszy raz w zyciu snorkowal.

Maz tez snorkowal, choc nie pierwszy raz w zyciu.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

pierwsza notka z raju

Bardzo nie lubie latac samolotem. Statystki mnie nie przekonuja, ze samolot jest najbezpieczniejszym srodkiem transportu. Poprostu boje sie byc zamknieta w metalowej puszce 10.000 m nad ziemia. Staram sie nie myslec, nie wyobrazac sobie i nie zagladac do instrukcji ewakuacji samolotu na wypadek ladowania awaryjnego, bo moja bujna wyobraznia podsuwa mi wowczas katastroficzne scenariusze.
Z nieznanych mi przyczyn moje dzieci uwielbiaja instrukcje, do ktorej ja uparcie i konsekwentnie nie zagladam.
- Mamo, do czego jest ta zjezdzalnia? A to niebieskie to jest morze? - zagail Starszy podczas, gdy ja oddychajac gleboko relaksowalam sie przed startem - Mamo, czy mozemy zjechac sobie kiedys taka zjezdzalnia?
- To na wypadek, gdybysmy musieli ladowac na oceanie... - i hop, moj zoladek fikna koziolka.
- Mamo, a co to jest to zolte, ktore ta pani ma na buzi? - zainteresowal sie ze swojego fotela Mlodszy, ktory rownolegle z bratem studiowal instrukcje.
- To maska z tlenem , na wypadek, gdyby cisnienie w samolocie spadlo - udzielilam informacji i poczulam, ze robi mi sie slabo.
- A dlaczego tu sa przekreslone buty - drazyl dalej Mlodszy.
- W razie awaryjnego ladowania trzeba miec zdjete buty - poczulam, ze zaczyna mnie ogarniac panika.
- Acha - Starszy nagle cos zrozumial - i nie mozna brac swoich rzeczy, bo walizka tez jest przekreslona - rzucil radosnym tonem odkrywcy.

Dolecielismy. Jestesmy w raju. Jak zwykle jest tu pieknie. Wszystko kwitnie i pachnie, kolorowe ptaki spiewaja, a lazurowy ocean jest nieprzyzwoicie cieply jak na pierwsza polowe stycznia. Maz z chlopcami widzieli wczoraj wieloryby, albowiem w styczniu pojawiaja sie one w tych okolicach. Byc moze uda nam sie poplynac lodka, by na nie popatrzec z bliska.

piątek, 6 stycznia 2012

wyjezdzamy

- Ty to wiedzialas, co robisz. Masz szczescie, ze zostalas w Tucson, zamiast tu ze mna przyleciec - zabuczal mi Maz do sluchawki dwa dni po tym jak opuscil dom celem podzielenia sie swoja wiedza na konferencji w Honolulu.
- ...
- Hotel jest okropny. Wielki wiezowiec, stary i niekonecznie czysty. Obok stoi jeszcze jeden i jeszcze... - zalil sie dalej w sluchawke.
-...
- Wszedzie pelno ludzi. Mowie ci, mrowie ludzi! Jak mozna w taki sposob wypoczywac?! Ja jestem zmeczony samym widokiem - narzekal dalej.
-...
- A plaza! Czlowieku, nawet miejsca stojace sa zajete. Poslalem ci pare zdjec, to sobie popatrz jakie szczescie cie minelo!

nie, nie zaluje

zdecydowanie, nie

Po konferencji w Honolulu, Maz ma do zrobienia swoje pomiary na sasiedniej wyspie: Big Island. W niedziele dolaczymy do niego. Spedzimy 10 dni w cichym, spokojnym Puako. Zadnych wiezowcow. Zadnych tlumow.