niedziela, 26 sierpnia 2012

niedziela

Kochani moi Czytacze, bardzo serdecznie dziekuje za zyczenia. Milo jest miec urodziny i otrzymywac przy tej okazji moc milych slow. Dziekuje!

Plan na niedziele byl nastepujacy. Jade z chlopcami do kosciola na Msze dziecieca, a nastepnie zabieram ich do tych jaskin. Jako, ze jestesmy rodzina ateistyczno katolicka i nie jest mi latwo namowic chlopcow na cotygodniowa wizyte w kosciele, staram sie, zeby po kosciele dzieci mialy jakas atrakcje. Uwazam, ze lepiej jest im uatrakcyjnic nieukrywajmy: nieatrakcyjna dla dziecka praktyke niz je zmuszac do tejze. Ze zmuszania zazwyczaj nic dobrego nie wynika. Przykladem jest tu Maz zatwardzialy ateista i antyklerykal, ktory uprzednio zostal ochrzczony, przystapil do Pierwszej Komunii a nawet zostal wybierzmowany. 
Plan dzialal do godziny 8:30 rano. Msza sw. dla dzieci jest o godzinie 10:00. O 8:30 przybiegl do mnie w podskokach i wywijasach Mlodszy z nastepujaca nowina: Ide z tatusiem do Sabino Canyon na wycieczke!
Tu nalezy zrozumiec ekscytacje Mlodszego, albowiem nie jest latwo namowic Meza na wyprawe do Sabino, gdy z nieba leje sie jeszcze ciagle zar. Zdaje sie jednak, ze w Malzonku zagrala ciekawosc naukowca. Chcial sprawdzic ile wody przybylo w rzece po ostatnim monsunie.
- Nie jedziesz ze mna do jaskin? - upewnilam sie.
- Nie - Mlodszy byl zdecydowany - chce isc do Sabino. Z tatusiem. Do jaskin innym razem, dobrze?
- Dobrze. Pojade z Kajtusiem - zgodzilam sie bez oporow. Od dawna wychodze z zalozenia, ze wyprawy z jednym dzieckiem sa o 90% latwiejsze niz z dwojka.
- Eeeee - zaszemral Malzonek ze swego kata - to moze pojechalbys z nimi? A do Sabino pojdziemy innym razem - dorzucil zachecajaco.
- Nie! Wole isc z toba do Sabino - Mlodszy tak latwo nie wypuszcza zdobyczy - pojade z mama do jaskin innym razem.
- To ja ide z wami na wyprawe - rzucil radosnie Starszy, a ja w tym momencie zlapalam zrezygnowane spojrzenie Meza - bo ty mamusiu tak bardzo lubisz byc sama w domu, prawda?

W ten oto sposob oni poszli, a ja zostalam. Do kosciola pojade sobie wieczorem, na Msze, ktora lubie. Nie upieram sie, ze co tydzien musze uczestniczyc w dzieciecej. Mezowi przygladam sie z nieklamanym podziwem. Mistrzowsko strzela sobie w stope.

czwartek, 23 sierpnia 2012

wiem, ze dlugo milcze, ale...

Milcze z powodu bardzo prozaicznego. Monitor w moim laptopie nie dziala. Cos zrobilo spektakularne pyk! i monitor zrobil sie czarny. Moge pracowac na komputerze tylko, kiedy jest podlaczony do monitora. A monitor mamy w domu jeden. Meza. Do pracy. Jego pracy. 
Bo ja niby, na komputerze tylko rozyrwke uprawiam. Kiedy monitor jest dostepny, bo Malzonek tyra poza domem, to ja oddaje sie relaksowi w postaci prania, sprzatania, gotowania obiadu/lunchu (moje dzieci nosza cieply lunch do szkoly w termosach, bo ja jestem nienormalna matka) na nastepny dzien. Robie tez zakupy spozywcze, w porywach ekstrawagancji i rozpasania pomagm jednej lub drugiej nauczycielce w szkole oraz wpasowuje w swoj grafik wizyty swoje i dzieci u dentysty, pediatry, w przyszlym tygodniu w tym samym czasie powinnam znalezc sie jednoczesnie na swojej mammografii i u ortopedy Starszego (ramie mu co jakis czas wypada ze stawu). Kiedy sie bardzo nudze, to w ramach rozrywki woze dzieci na lekcje plywania, jazde konna, play dates, urodziny. Starszemu ostatnio zamarzyly sie lekcje szermierki. Jest to zgubny wplyw ojca, ktory kiedys ten sport uprawial. Ale, hahaha i hihihi, ja az tak rozrywki spragniona nie jestem i w soboty do downtown 15 mil w jedna strone ulicami jednokierunkowymi jezdzic mi sie nie usmiecha. Jak chce fechtowac, to niech z pomyslodawca sie dogada.  Jak wiec wynika z powyzszego opisu moje zycie to wieczne wakacje przy dzwiekach muzyki. Pytanie Malzonka A co ty wlasciwie robilas jak oni byli w szkole? zbywam wzruszeniem ramion. Kazdy przeciez widzi, ze nic, prawda?
Tak wiec mili moi Czytacze, kiedy monitor jest wolny, to ja jestem zajeta swoim nicnierobieniem, kiedy natomiast moglabym sie oderwac od swej barwnej rozrywki, aby cos skrobnac, to wowczas monitor jest okupowany przez Tego Zlosliwca, tfu, tfu Kochanego, Ciezko Pracujacego Meza. Mijamy sie wiec. Monitor i ja.
Byc moze uda mi sie wytargowac jutro wieczorem znowu pol godzinki przy monitorze, to napisze cos o naszym wyjezdzie (zdjec nie ma, bo apartka fotografka byla odmowila robienia zdjec na szlaku w Bryce Canyon i w odmowie pozostala konsekwentna do konca podrozy) oraz o pierwszych dwoch tygodniach szkoly moich dzieci.
Ach, zupelnie zapomnialabym w natloku calej tej zabawy i rozrywek: jutro koncze 40 lat! Prawda, ze ladna, okragla rocznica?