piątek, 14 grudnia 2012

koleda

W okresie Adwentu slucham Moich koled na koniec wieku Zbigniewa Preisnera.
Uspokajaja mnie, pomagaja zlapac duchowa przedswiateczna rownowage, czasem budza refleksje i wspomnienia.
Moja ulubiona to Koleda dla nieobecnych. Dla tych wszystkich, ktorzy przeszli przez moje zycie, byli wazni w taki czy inny sposob, sprawili, ze jestem ta, a nie inna osoba. I odeszli. Juz nie siadziemy przy wspolnym, wigilijnym stole. Tesknie za nimi. Z kazdym rokiem bardziej. Kazdego roku tych osob przybywa.



5 komentarzy:

  1. Co za koszmarny dzień. I kolęda piękna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, koszmarny dzień:(
      Ingrid, serdecznie Cię pozdrawiam:*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem Aniu co jeszcze powiedziec
    (zreszta nie wszytskoe zrozumialam ;) )

    widzialas moj post, bardzo boleje, ze przez wlasna nieuwage pozwolilam dzieciom dotknac bron, ba, zafascynowac sie nia

    wyobrazam sobie, ze wlasnie tak postepuja lobbysci.

    Milej niedzieli Wam zycze, mimo wszystko, a swieczuszki pamieci i tak beda nam sie tlic w glowach

    ja w kazdym razie mam o czym rozmawiac z moimi "militarystami"
    ech
    trzymaj sie dziewczyno

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam tę kolędę.
    Był czas, że dotykała niezwykle boleśnie.
    Czas minął.
    Dziś wzrusza, bardzo...

    Pozdrawiam ciepło:*

    OdpowiedzUsuń