W okresie Adwentu slucham Moich koled na koniec wieku Zbigniewa Preisnera.
Uspokajaja mnie, pomagaja zlapac duchowa przedswiateczna rownowage, czasem budza refleksje i wspomnienia.
Moja ulubiona to Koleda dla nieobecnych. Dla tych wszystkich, ktorzy przeszli przez moje zycie, byli wazni w taki czy inny sposob, sprawili, ze jestem ta, a nie inna osoba. I odeszli. Juz nie siadziemy przy wspolnym, wigilijnym stole. Tesknie za nimi. Z kazdym rokiem bardziej. Kazdego roku tych osob przybywa.
Co za koszmarny dzień. I kolęda piękna...
OdpowiedzUsuńtak, koszmarny dzień:(
UsuńIngrid, serdecznie Cię pozdrawiam:*
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńnie wiem Aniu co jeszcze powiedziec
OdpowiedzUsuń(zreszta nie wszytskoe zrozumialam ;) )
widzialas moj post, bardzo boleje, ze przez wlasna nieuwage pozwolilam dzieciom dotknac bron, ba, zafascynowac sie nia
wyobrazam sobie, ze wlasnie tak postepuja lobbysci.
Milej niedzieli Wam zycze, mimo wszystko, a swieczuszki pamieci i tak beda nam sie tlic w glowach
ja w kazdym razie mam o czym rozmawiac z moimi "militarystami"
ech
trzymaj sie dziewczyno
Uwielbiam tę kolędę.
OdpowiedzUsuńBył czas, że dotykała niezwykle boleśnie.
Czas minął.
Dziś wzrusza, bardzo...
Pozdrawiam ciepło:*