Mieszkamy blisko stajni, w ktorych jest ok. czterdziestu koni. Od lat chodzimy tam na spacery. Czasem stajnie sa celem wyprawy, czasem tylko przystankiem w drodze do Sabino Canyon.
Od wiosny chlopcy ucza sie jezdzic konno. Bardzo lubie te lekcje. Odpoczywam. Patrze na gore, kaktusy. Mam wrazenie, ze czas w tym miejscu zwalnia. Nikt sie nie spieszy, wszystko odbywa sie ustalonym, powolnym rytmem.
Najpierw trzeba przygotowac konia do jazdy. Wyczyscic mu kopyta, |
...wyszczotkowac. Podoba mi sie, ze Amy, nauczycielka chlopcow, nigdy im nie odpuszcza. Uczy ich, ze kon jest zywym stworzeniem, o ktore trzeba zawsze dbac. |
Mlodszy jezdzi wierzchem. |
Starszy uwielbia powozic. |
Po jezdzie znowu czyszczenie. I nagroda dla konia. Amy uczy: najpierw dostaje nagrode twoj kon, potem ty. Albowiem Mlodszy tez lubi mietusy. Jak kon. |
Jeszcze trzeba odprowadzic konia do boksu. |
Fantastyczna sprawa :). Miło się patrzy na zaangażowanie dzieci w hobby, kiedy te malutkie rączki nie dosięgną do wierzchu konia, ale kopytka przygotuje i poda mu miętusa na otwartej dłoni i odprowadzi jak prawdziwego przyjaciela.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej rozczula kiedy wielki konski leb traca Mlodszego w plecy, a on sie odwraca i glaszcze. Rozczulaja mnie proporcje, bo on jest naprawde malutki przy koniu. I to, ze sie nie boi.
OdpowiedzUsuńNiestety robi tez beznadziejenie glupie rzeczy. Kiedys, zeby sobie skrocic droge na druga strone konia, przebielgl mu pod brzuchem. Obie z Amy zamarlysmy, nie dal nam nawet czasu na reakcje, tak szybko to zrobil. Amy jest niezwykle spokojna, wiec mu bardzo spokojnie wyjasnila, dlaczego tego nie nalezy robic.