czwartek, 31 maja 2012

szkolny horror

Od tygodnia mamy wakacje. Dzieci od szkoly/przedszkola, ja od zawozenia, odbierania szykowania lunchu/snacku, wolontariatu i... szkolnego stresu.
Ostatni tydzien w szkole Starszego lub tez Starszego ostatni tydzien w szkole byl koszmarem. Kiedy TO sie dzialo nie moglam z tzw. nerw jesc, budzilam sie w nocy. Wieczorem padalam ze zmeczenia spowodowanego calodziennym zdenerowaniem. Myslalam, ze bede chciala TO opisac gdy nadejda wakacje a wraz z nimi koniec kontaktow z nauczycielka Starszego. Chocby celem odreagowania. Okazuje sie, ze nie, ze ciesze sie wakacjami razem z dziecmi, plywamy, robimy sobie pikniki, planujemy co bedziemy robili w La Jolla, gdzie jedziemy juz w najblizsza sobote na cale dwa tygodnie.
Z wszystkich tych rzeczy, o ktorych dowiedzialam sie, ze sie wydarzyly w ciagu roku szkolnego lub ktore dotknely bezposrednio Starszego w ostatnim tygodniu szkoly chce opisac tylko jedna, bo wstrzasnela mna najbardziej.
W polowie roku szkolnego, w okolicach stycznia jedno z dzieci w klasie zaczelo celowo robic siusiu na podloge w klasowej toalecie. Pamietam date, bo bylismy na Hawajach, gdy pani rozeslala do rodzicow w tej sprawie e-maile. Naiwnie pomyslam sobie, ze sprawa nie dotyczy Starszego, ktory jest ze mna wobec czego nie moze jednoczesnie celowo brudzic podlogi w szkolnej ubikacji. Przez jakis czas pani bombardowala rozpaczliwymi listami rodzicow. Potem zrobilo sie cicho. Na urodzinach jednej z kolezanek Starszego dowiedzialam sie od ktorejs z mam jak sprawa zostala zalatwiona.
Pani wyznaczyla tzw. bathroom body, ktorego zadaniem bylo sprawdzenie po kazdym dziecku w jakim stanie zostawilo toalete i, w przypadku znalezienia niedociagniecia higienicznego, doniesienie o tym pani nauczycielce!
Przez caly rok szkolny zachodzilam w glowe, dlaczego moj syn nie chce robic siusiu w szkole. Pytany nie chcial mowic, albo wymyslal historie w rodzaju: tam sa karaluchy.
Starszy spedzal w szkole tylko trzy godziny dziennie ale wiekszosc jego kolegow byla w niej siedem godzin. Czesc dzieci na skutek "metody" zastosowanej przez pania przestala sie w szkole wyprozniac.
Pani miala czysta podloge w toalecie.
Pani nie rozwiazala problemu.
Pani zepchnela rozwiaznie problemu na szesciolatki, a te rozwiazaly go tak jak potrafily. Czesc przestala sie wyprozniac.
Rozmawialam o tym z pania. Rozmawialam, miedzy innymi o tej sprawie, z pania dyrektor. Nie zrozumiala lub udawala, ze nie rozumie na czym polega problem. Przeciez podloga w lazience MA BYC CZYSTA.
Od sierpnia Starszy zacznie chodzic do pierwszej klasy. Siedem godzin dziennie. Codziennie. Postanowilam, ze bede sie jeszcze uwazniej przygladala temu co sie dzieje w tej szkole. Licze na to, ze inny, bardziej doswiadczony nauczyciel bedzie sie kierowal innymi zasadami. Jesli nie, bedzie trzeba sie zastanowic jak rozwiazac problem edukacji naszych dzieci. I-Pody i interaktywne tablice nie sa niezbedne do zdobycia wyksztalcenia, natomiast madry, doswiadczony, uwazny nauczyciel jak najbardziej.

niedziela, 6 maja 2012

obrazki rozne z zycia domowego wziete

Maz w Europie. Drugi tydzien. Robie wiec co moge, zeby nie zwariowac z dwojka dzieci zamknietych w domu z powodu upalu. W weekendy jezdzimy na Mt. Lemmon, bo tam jest chlodniej, zielono, rzeczka oraz wiele aktywnosci dla malych chlopcow. Przygotowujemy jedzenie na grillu, przy stoliku piknikowym, oni sie bawia, jemy, a potem dzieci sie bawia a ja czytam. Zabawa zazwyczaj przebiega bezproblemowo i bez zbednego angazowania matki.
Wczoraj, po pieciu godzinach relaksacji stosowanej zebralismy nasz majdan i zanieslismy na parking, do samochodu. Polecilam dzieciom czekac na mnie, bo zostalo mi jeszcze cos do przyniesienia, a nie chcialam, zeby uswiechtani od stop po czubek glowy ladowali mi sie do samochodu. Lekkie obmycie bylo wiecej niz wskazane.
W drodze powrotnej na parking uslyszalam przerazliwy wrzask Mlodszego, po czym nastala cisza. Kiedy dotarlam do samochodu, chlopcy byli juz pogodzeni. Okazalo sie, ze Starszy pchnal Mlodszego i ten tak nieszczesliwie upadl, ze uderzyl sie glowa o cos. Skaleczyl sie w glowe. Nie wiem dokladanie o co i jak to bylo, bo nie widzialam, a zeznania braci bardzo sie roznia. Polecialo troche krwi.

Wracamy. Starszy spi. Mlodszy przebudzil sie z drzemki i pyta:
- Ile razy Kajtek rozwalil mi juz leb?
- Dwa - odpowiadam zgodnie z prawda.
- A ja jemu? - drazy.
- Ani razu - caly czas zgodnie z faktami i probuje nadazyc za tokiem myslenia czterolatka - ale nie rozwalaj mu jego lba, dobrze?
W odpowiedzi na tylnym siedzeniu zalegla glucha cisza. Zaczynam sie obawiac. Vendetty.


***


Maz jest juz w Atlancie. Dodzwonilismy sie do niego. Dzieci wyrywajac niemalze mnie i sobie nawzajem sluchawke opowiedzialy mu najnowsze domowe wiesci: Mlodszy - mam dziure w glowie (Kajtek mi ja zrobil) i skaleczona stope, kupilem sobie encyklopedie Star Wars, Starszy - tak myslalem, ze Jacek powie ci o tej dziurze w glowie, na plywaniu jestem juz lobsterem, ja wybralem sobie ksiazke o Lego Harry Potter.
- Przyjedziemy na lotnisko - mowie do Meza, kiedy udalo mi sie dopasc sluchawki.
- Ale po co, przeciez mam samochod na parkingu  przy lotnisku - poinformowal mnie. Moglam przecieciez nie zauwazyc braku jednego samochodu w garazu.
- Nie chodzi o ciebie i twoj samochod oraz transport do domu - probuje beznadziejnie tlumaczyc - chlopcy nie moga sie juz doczekac twojego powrotu.
Moze zrozumial. A moze nie.