Kochani moi Czytacze, bardzo serdecznie dziekuje za zyczenia. Milo jest miec urodziny i otrzymywac przy tej okazji moc milych slow. Dziekuje!
Plan na niedziele byl nastepujacy. Jade z chlopcami do kosciola na Msze dziecieca, a nastepnie zabieram ich do tych jaskin. Jako, ze jestesmy rodzina ateistyczno katolicka i nie jest mi latwo namowic chlopcow na cotygodniowa wizyte w kosciele, staram sie, zeby po kosciele dzieci mialy jakas atrakcje. Uwazam, ze lepiej jest im uatrakcyjnic nieukrywajmy: nieatrakcyjna dla dziecka praktyke niz je zmuszac do tejze. Ze zmuszania zazwyczaj nic dobrego nie wynika. Przykladem jest tu Maz zatwardzialy ateista i antyklerykal, ktory uprzednio zostal ochrzczony, przystapil do Pierwszej Komunii a nawet zostal wybierzmowany.
Plan dzialal do godziny 8:30 rano. Msza sw. dla dzieci jest o godzinie 10:00. O 8:30 przybiegl do mnie w podskokach i wywijasach Mlodszy z nastepujaca nowina: Ide z tatusiem do Sabino Canyon na wycieczke!
Tu nalezy zrozumiec ekscytacje Mlodszego, albowiem nie jest latwo namowic Meza na wyprawe do Sabino, gdy z nieba leje sie jeszcze ciagle zar. Zdaje sie jednak, ze w Malzonku zagrala ciekawosc naukowca. Chcial sprawdzic ile wody przybylo w rzece po ostatnim monsunie.
- Nie jedziesz ze mna do jaskin? - upewnilam sie.
- Nie - Mlodszy byl zdecydowany - chce isc do Sabino. Z tatusiem. Do jaskin innym razem, dobrze?
- Dobrze. Pojade z Kajtusiem - zgodzilam sie bez oporow. Od dawna wychodze z zalozenia, ze wyprawy z jednym dzieckiem sa o 90% latwiejsze niz z dwojka.
- Eeeee - zaszemral Malzonek ze swego kata - to moze pojechalbys z nimi? A do Sabino pojdziemy innym razem - dorzucil zachecajaco.
- Nie! Wole isc z toba do Sabino - Mlodszy tak latwo nie wypuszcza zdobyczy - pojade z mama do jaskin innym razem.
- To ja ide z wami na wyprawe - rzucil radosnie Starszy, a ja w tym momencie zlapalam zrezygnowane spojrzenie Meza - bo ty mamusiu tak bardzo lubisz byc sama w domu, prawda?
W ten oto sposob oni poszli, a ja zostalam. Do kosciola pojade sobie wieczorem, na Msze, ktora lubie. Nie upieram sie, ze co tydzien musze uczestniczyc w dzieciecej. Mezowi przygladam sie z nieklamanym podziwem. Mistrzowsko strzela sobie w stope.
Aniu - przegapiłam!
OdpowiedzUsuńA może nie? Przecież takie urodziny trwają cały rok! Także wszystkiego co najlepsze!!!
Podziwiam Cię. Gdybym była w parze z ateistą to pewnie nie chodziłabym na niedzielne msze. Tymczasem mam syna agnostyka, który i tak łazi z nami do kościoła, bo musi. I co ciekawsze, służy do mszy ;)Albo na nich gra.
Jeszcze raz mnóstwo serdeczności na cały czterdziesty rok. Kiedy będziesz w Polsce? Może się spotkamy (bo chyba jednak będę musiała być tam późną jesienią).
Ty się lepiej już odezwij...ponad miesiąc milczenia...istniejesz jeszcze???
OdpowiedzUsuńOj tak tak! Co nowego w Tucson? Tesknimy! Pozdrawiam! KASIA
OdpowiedzUsuńTez tu zagladam i czekam... ciagle nic...
OdpowiedzUsuńula
Napiszesz coś jeszcze? Sylwia
OdpowiedzUsuń