sobota, 17 marca 2012

powodz czesc II

Maz pozostal w domu i od samiuskiego bladego switu zaczal obdzwaniac firmy hydrauliczne oraz takie, ktore usuwaja skutki ekscesow kanalizacyjnych. Sama strategicznie zmylam sie z domu odbierajac po drodze Starszego ze szkoly. Poszlismy razem do kina oraz na zakupy. Po zakonczonych rozrywkach pobralismy Mlodszego i ruszylismy do domu przekonani, ze kanalizacja juz dziala i mozna sie umyc, zrobic siku a takze ugotowac obiad. Jakze bardzo sie mylilismy...
- Byli? Przepchali? - zakrzyknelam radosnie od progu. Moj entuzjazm jednak lekko oklapl po tym jak napotkalam ponure spojrzenie Meza.
- Byli. Facet pokrecil sie po domu. Pokiwal glowa. Powiedzial, ze nam wspolczuje oraz ze jego sprzet aktualnie pracuje w Phoenix... - tu Maz ulzyl sobie kilkoma dosadnymi epitetami pod adresem tego takiego i owakiego - Dzwonie dalej. Za godzine przyjedzie inny, mam nadzieje, ze z przepychadlem.
Przyjechal. Przepchal. Odetchnelismy, ale tylko na moment. Zaraz po nim pojawila sie ekipa od suszenia scian i podlog. Pracowali kilka godzin. Wycieli mokre sciany 40cm nad podloga w czterech pomieszczeniach. Wlaczyli 5 wielkich suszarek, ktore przez tydzien dzien i noc suszyly co sie dalo. I halasowaly. Po dwoch dniach myslalam, ze zwariuje. Monotonny, jednostajny, nieustajacy white noise.

Panowie odgrodzili teren budowlany od reszty domu foliowa sciana.
- Ale tam musi byc przeciez jakis zipperek - pisnal Mlodszy - przeciez musimy tam wchodzic!
Jeszcze nie dokonczyl kwestii a panowie rozcieli folie i zainstalowali nam przejscie do/z.
To czerwone to zipperek Mlodszego.

Tu byla kiedys nasza lazienka...

Kolejna z pieciu suszarek. Za czerwonym suwaczkiem sypialnia.
Jeszcze panowie nie zdazyli zabrac swojego halasujacego sprzetu, a rozchorowal sie Mlodszy. W tzw. miedzyczasie przyjechala ekipa, ktora robi nasz podjazd. Od tygodnia po naszym podworzu szaleja koparki, spycharki, walce i ciezarowki. Dodatkowe zrodlo halasu i kurzu. Dzieci wychodza z siebie, by byc jednoczesnie na zewnatrz domu i w srodku, by zadna atrakcja im nie umknela, by towarzyszyc, ogarnac, zarejestrowac. Bo wszedzie cos sie dzieje, wszedzie jest ciekawie i niebezpiecznie. 
Mlodszy wyzdrowial akurat na party urodzinowe brata, bowiem Starszy posrod calego tego zamieszania skonczyl 6 lat. Na szczescie w tym roku przyjecie urodzinowe odbywalo sie nie w naszym nawiedzonym domu, tylko na basenie. Starszy nie bylby jednak soba, gdyby nie uczcil swoich urodzin choroba. Obudzil sie w nocy po przyjeciu z placzem, ze go bola uszy i glowa oraz, ze nic nie widzi. Nie widzial, bo oczy mial zaklejone ropa. Pojechalismy na ER by jak najszybciej ktos nam zapisal antybiotyki, dziecko mialo zapalenie uszu i spojowek. Teraz wiec Starszy zabawia mnie od tygodnia swoim towarzystwem. Podjazd jest prawie skonczony. Panowie od suszarek znikneli razem ze sprzetem. Czeka nas jeszcze tylko remont. Dzieci powoli zdrowieja. Ze wszystkich sil staram sie nie zwariowac. Nie dziwcie sie, ze nie pisze, chociaz naprawde mam o czym...

2 komentarze:

  1. Nie zazdroszczę...a ja tu u siebie wypłakuję, że wilgoci mi za mało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cierpię remontów, ale lubię jak jest odświeżone (wyremontowane).
    Jak to Li cytuje: wszystko mija nawet najdłuższa żmija, czego i Tobie życzę.
    Koparki, spychacze i tego typu atrakcje-moi nocowaliby w białym namiocie, żeby nic nie umknęło. Jak ty nadążasz ;-))? Wiem, musisz i koniec.

    OdpowiedzUsuń