niedziela, 31 lipca 2011

przemyslenia znad kotleta schabowego

Stoje nad stosikiem kotletow schabowych. Panieruje je i smaze na obiad dla mojej rodziny. Zajecie raczej mechaniczne, wiec oddaje sie rozmyslaniom.
Kupilam te kotlety nie tylko pokrojone ale tez ubite, ladnie opakowane. Nie znosze tluczenia kotletow; mozliwosc kupienia schabowych, ktore tylko panieruje i wrzucam na patelnie poprostu mnie zachwyca.
Tu gdzie mieszkam zycie jest latwe, bardzo latwe, czasem sobie mysle, ze za latwe.
Jesli nie lubisz siekac czosnku: mozesz go kupic w sloiczku posiekany lub zmiazdzony; placzesz nad cebula? w odpowiednim dziale znajdziesz pokrojona cebule, pieczarki, gotowe mieszanki salatkowe, kapusciane do wyboru, do koloru. Na naszej pustyni w kazdym sklepie spozywczym mozna kupic swieze ryby, owoce morza, wszelkiego rodzaju miesa; pokrojone cienko, grubo, w poprzek, wzdluz, w kostke. Nigdy nie uslyszalam, ze nie moge kupic tego kawalka ryby, ktory mi sie spodobal, bo pani nie bedzie mogla sprzedac tego co zostalo...ze musze kupic calosc, albo wcale nie kupowac...
Podczas placenia pani kasjerka/pan kasjer chwile ze mna pogada, potem zapyta mnie czy chce miec zakupy zapakowane do torby plastikowej czy papierowej a nastepnie pozegna zyczac milego dnia. Kiedy bylam w ciazy oferowano mi jeszcze zapakowanie zakupow do samochodu. Kiedy pada deszcz (przyznam uczciwie, ze sa to pojedyncze dni w roku) czesto oferowane jest odprowadzenie pod parasolem na parking. Zdarza sie, ze kasjer nie wlozy czegos do torby. Szukam tego w bagazniku, w domu. Wracam do sklepu, a tam pani/pan mowi mi: prosze isc i wziasc sobie z polki. Nie trzeba przekonywac, pokazywac paragonu. Jesli cos przestalo mi sie podobac w domu, moge wrocic do sklepu i oddac bez tlumaczenia sie dlaczego, co jest nie tak...
Nie mam zludzen: wszystkie te zabiegi sluza jednemu celowi. Chodzi o to, zebym zrobila zakupy w tym, a nie w innym sklepie. Tylko, ze w kazdym sklepie jest podobnie. Obsluga jest mila, usmiechnieta, stara sie byc pomocna. Tak zyje sie duzo latwiej i przyjemniej. Nie ukrywam, ze to lubie.

Zeby jednak nie bylo tak slodko i slonecznie, to przyznam, ze nie wszystko w tym kraju mi sie podoba. Ale o tym innym razem.

środa, 27 lipca 2011

Mount Lemmon

Mount Lemmon to gora, na ktora jedzie sie z naszego domu jakies 40-50 minut samochodem. Zima mozna tam jezdzic na nartach, a latem ochlodzic sie kiedy "na dole" jest koszmarnie goraco. W polowie drogi koncza sie pomalutku widoczki z kaktusami w tle, pojawiaja sie niesmialo krzaczki, ktore na szczycie gory zamieniaja sie w olbrzymie sosny.
W tym tygodniu bylismy na Mount Lemmon juz dwa razy, a jest dopiero sroda...



Mamo! Buduje most!

"Na dole" nie ma biedronek. Musze sie nacieszyc nimi teraz.

Jestem wysoko! I sie nie boje.

Sam zrobilem stateczki z listkow. Calkiem dobrze plywaja.

Zimna ta woda...Wejsc czy nie wejsc?

Stromo, ale dam rade!

Czemu by nie wytrzec sosu pomidorowego z pizzy w koszulke?

Musze caly czas nadawac; kiedy mam pelno w buzi, gadam rekami.

niedziela, 24 lipca 2011

dentysta i roza


Tydzien temu w sobote chcielismy pojechac do Albuquerque w Nowym Meksyku. W planach mielismy odwiedziny u naszych znajomych.
W piatek rano, dzien przed planowanym wyjazdem, Maz obudzil sie z bolem zeba. Nasz dentysta w piatki nie przyjmuje wiec znalazlam mu innego, blisko domu, ktory bierze nasze ubezpieczenie. Pani zrobila przeswietlenie i orzekla, ze jest to jakas infekcja. Zapisala antybiotyk i nakazala udac sie do swojego dentysty w poniedzialek.
W poniedzialek nasz dentysta wyslal Meza do endodonty. Endodonta zrobil swoja krwawa robote, na szczescie uratowal tym samym zab. Maz wrocil z 7 szwami na podniebieniu i nie nadawal sie do niczego przez kolejne dwa dni. Jest jednak szczesliwy, ze nie poczyniono szkod w jego uzebieniu.
Oprocz szwow przyniosl tez piekna, czerwona roze: prezent od dentysty. Niby nic mnie nie powinno dziwic; mieszkam w tym kraju, bylo nie bylo, juz 6 rok. A jednak zdziwilam sie...
Tak jak zdziwilam sie, kiedy po cesarskim cieciu do mojego pokoju weszla pani kierowniczka szpitala z przeprosinami, wielkim koszem z prezentami oraz pytaniem czy czegos sobie zycze. Zyczylam sobie, i owszem, pojedynczej a nie dwuosobowej sali. Po dwoch godzinach mieszkalismy: ja i Mlodszy, w jedynce z dodatkowym lozkiem dla Meza. A cale to zamieszanie bylo zwiazane z tym, ze mialam operacje umowiona na 9:00 a odbyla sie o 9:40. Musialam czekac, co narazilo mnie (podobno) na stres...Pani kierowniczka nie wiedziala tylko, ze przez 34 lata mieszkania w Polsce przyzwyczailam sie czekac w kolejkach do roznych lekarzy.

piątek, 22 lipca 2011

samo zycie

Kiedy wrocilam z zakupami w domu panowala cisza. Starszego i Mlodszego nie bylo ani widac ani slychac.
Dziwne - pomyslalam sobie - nawet bardzo dziwne.
Z lazienki wychynal zrelaksowany i zadowolony Maz. Po zapachu poznalam, ze wlasnie zakonczyl poranny prysznic.
- Gdzie sa dzieci? - zapytalam jeszcze dosc spokojnym tonem.
- Aaaa, nooo gdzies tam - Maz wykonal nieokreslony ruch reka w strone okna. I najspokojniej w swiecie zaczal sobie robic kawe.
- To znaczy gdzie TAM? - powoli zaczynalam sie denerwowac - kiedy wjezdzalam samochodem na podworku nie bylo dzieci. W domu tez ich nie ma. Wobec tego GDZIE wedlug ciebie sa?!
Zadowolenie Meza jakby z lekka oklaplo. Chyba powoli zaczelo do niego docierac o co pytam. Popatrzyl na mnie z wyrazna niechecia.
- No gdzies na podworku. Bawia sie. - mruknal - czy ty zawsze musisz sie czepiac? - dodal juz dosc mocno poirytowany.
Lubie wiedziec gdzie sa moje dzieci. I co robia. Jesli nazwiemy te potrzebe "czepianiem sie" to tak: musze sie czepiac.
Wyszlam wiec na zewnatrz i zaczelam nawolywac:
- Kaaaaaaaajteeeeeek, Jaaaaaaaaaceeeeeeeeek!
Nic. Cisza. Zadnego odzewu.
- Kaaaaaaaaaaaaaaajteeeeeeeeeeeeeeeeeek! Jaaaaaaaaaaaaaaceeeeeeeeeeeeeeek! Gdzie jestescie?! - zawolalam o pare decybeli glosniej.
Po chwili uslyszalam ich glosiki. Nadchodzili washem. Dla niewtajemniczonych: wash to koryto rzeki okresowej, przy bardzo silnych opadach deszczu plynie nim woda. Teraz jest suche.
- Bylisce w starym domu? - zapytalam groznie.
Stary dom to niezamieszkana ruina stojaca na sasiedniej dzialce. Idealne miejsce dla grzechotnikow i skorpionow. Z nieznanych mi przyczyn moje dzieci uwielbiaja sie tam bawic.
- Tak, ale tylko na chwilke. - bakna Mlodszy.
- Nie wolno wam opuszczac naszego podworka. Nie wolno wam chodzic do tamtego domu. Obaj wracacie do domu. Natychmiast.
Wrocilismy do domu. Dalam dzieciom w tylek. Poklocilam sie z Mezem o caloksztalt. Zakazalam dzieciom zabawy na podworku przez najblizsze dwa dni czyli strzelilam gola do wlasnej bramki. Teraz siedza w domu, nudza sie jak mopsy i oczywiscie co chwila sie o cos kloca. Miedzy soba albo ze mna.

Czy ja naprawde zawsze musze sie czepiac? Przeciez moglabym miec tzw. swiety spokoj. Tylko czy w zyciu chodzi o ten swiety spokoj?

czwartek, 14 lipca 2011

monsuny i gecko

tydzien temu spadl pierwszy monsun,
nastepnego dnia kolejny,
a potem jeszcze jeden.
wszyscy sie ciesza
nareszcie deszcz
nareszcie pada
zrobilo sie ciut chlodniej
wreszcie

***

- Chodzcie chlopaki, cos wam pokaze - zawolal Maz otwierajac drzwi na patio i siegajac po stojace tam pudelko.
- Co tam jest? - zapytal zaintrygowany Starszy.
- Kiedys byly moje sandaly - mruknelam pod nosem.
- Ale ja chce wiedziec co jest TERAZ - odparowal Starszy.
Robi sie coraz bardziej pyskaty - pomyslalam sobie - niestety.
- Nie pyskuj, tylko chodz popatrzec. - napomnial Maz Starszego - Wczoraj, kiedy szedlem spac, uslyszalem, ze cos chrobocze za szafka. Odsunalem szafke, patrze, a tam, no popatrzcie sami... - i zdjal przykrywke z pudelka.
- Jaki sliczny gekus - pisnal Mlodszy - Czy on moze byc moj, tylko moj? Prosze, bardzo prosze, tylko moj!
Przerazone, przyczajone w kaciku pudelka gecko patrzylo na nas swoimi oczkami jak paciorki.
- On jest nas wszystkich, domowy - zaprotestowal Starszy - Trzeba go wypuscic, to bedzie zjadal rozne robaki.
Wypuscilismy wiec jaszczurke, ktora ile sil w lapkach czmychnela pod szafke.

Godzine pozniej zastalam moich synow lezacych na brzuchach pod szafka i obserwujacych gecko.
- Ma ogonek jak kabelek - stwierdzil Mlodszy.
- Moze zlapiemy mu robali, pewno jest juz glodny - zatroskal sie Starszy.
- Dajcie mu spokoj, jak bedzie glodny, to sobie sam zlapie; jestem przekonana, ze lubi swieze - powiedzialam - chodzcie jesc obiad, moze i on sobie cos zje jak was tu nie bedzie.

O pierwszej w nocy obudzilo mnie szuranie przesuwanych mebli. Wstalam i polprzytomna powloklam sie w kierunku halasu, zeby sprawdzic co sie dzieje. W pokoju obok Maz dumal nad odsunieta od sciany komoda.
- Czlowieku, co ty odwalasz w srodku nocy?! - warknelam, przyznaje, niezbyt uprzejmie - Nie mozesz spac i postanowiles przemeblowac troszeczke dom?!
- No nie.. no tak... no widzisz - zaczal Maz i popatrzyl na mnie bezradnie - bo wiesz, gecko weszlo za te szafke i balem sie, ze nie bedzie moglo wyjsc - wyznal w koncu skruszony.
Najpierw policzylam od 10 do 0. Potem wzielam gleboki wdech i powolutku wypuscilam powietrze.
- Skoro wlazlo, to napewno potrafiloby tez wylezc - powiedzialam. I poszlam spac.

środa, 6 lipca 2011

dlaczego morze jest slone?

- Dlaczego morze jest slone? - zapytal dzisiaj Starszy podczas kolacji - przeciez woda w rzekach jest slodka, a rzeki wpadaja do morza, prawda?
- Zgadza sie, w rzekach jest slodka - Maz z zainteresowaniem popatrzyl na pierworodnego - jak myslisz, dlaczego w morzu jest slona?
- Moze kiedys na oceanie rozbil sie wielki statek z sola - zaczal snuc przypuszczenia Starszy - a moze, gdzies na dnie oceanu jest wielka rura, ktora prowadzi do soli?
- Widzisz, to jest jedna z zagadek geologii - odparl Maz hydrogeolog - nikt nie wie dlaczego woda w morzu jest slona. Jest wiele hipotez na ten temat, do tej pory zadna z nich sie nie sprawdzila. To znaczy, ze nikt nie znalazl odpowiedzi na to pytanie. Moze ty kiedys ja znajdziesz. Dobrze, ze stawiasz pytania i sie nad nimi zastanawisz. To poczatek bardzo ciekawej przygody...

poniedziałek, 4 lipca 2011

na lowy czyli migawki z plazy

ruszylismy
na plaze
na lowy
mamy przeciez nasze siatki
na motyle/ryby
okazalo sie, ze sa to tez siatki
na kraby

rano, po odplywie w szczelinach skal
az roilo sie od roznych ciekawych zyjatek

czy jest tam cos ciekawego?

...i dalej, w droge po nastepne znaleziska/skarby/trofea!

przekaska

to nic, ze nie mowie (jeszcze) po angielsku
to nic, ze moj nowy kolega nie mowi po polsku
krabow i tak mnozemy szukac razem

z bratem tez swietnie sie zbiera roznosci
o! a to co?!

to byl bardzo wyczerpujacy dzien
zdecydowanie musze odpoczac