środa, 25 kwietnia 2012

szkola

Pisalam juz kiedys o tym, ze raz w tygodniu pomagam w klasie Starszego. Siedze przy stoliku, do ktorego prosze po 3-4 dzieci i robimy to, o co poprosila nauczycielka. Czasem pomagam pisac, innym razem wycinamy, malujemy. Spedzam w ten sposob w szkole 1-1,5 godziny w tygodniu. To dobrze, efektywnie spedzony czas. Poznaje w ten sposob kolegow mojego dziecka, dzieci wiedza, ze jestem mama Starszego. Wiem tez, ze dla mojego syna jest bardzo wazne, to ze przychodze, pomagam, angazuje sie w jego sprawy.
Dzisiaj robilam z dziecmi rzecz wyjatkowa. Mysle, ze wszyscy: dzieci i ja podobnie przezylismy te zajecia.
Jakis czas temu dzieci dostaly od farmera zaplodnione jaja kurze oraz inkubator. W przyszlym tygodniu z jaj zaczna sie wylegac kurczaczki. A dzisiaj prosilam po dwoje-troje dzieci do lazienki (bo ciemno), w ktorej mialam naszykowane jajo bez zarodka, jajo z embrionem i jajo z kurczakiem, ktory niebawem sie wylegnie. W ciemnej lazience podswietlalam jaja latarka i porownywalismy stadia rozwoju. Niesamowite bylo podgladanie kurczaka! Widzielismy oczy, naczynia krwionosne, lapki. No i kurczak sie ruszal!
Czasem zazdroszcze Starszemu, ze chodzi do takiej szkoly. Nigdy nie bylam fanka szkoly, kiedy ja skonczylam, z ulga odetchnelam. Do takiej szkoly chetnie bym jednak wrocila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz