Dzisiaj Starszy wybieral co bedziemy robic. Wybral Muzeum dla Dzieci w Phoenix. Pojechalismy. Ja prowadzilam, oni ogladali bajki.
Potem ja siedzialam, a oni sie bawili, bo Muzeum, to nie muzeum tylko wielki, interaktywny plac zabaw dla dzieci. Cos podobnego do Centrum Nauki Kopernik.
Kiedy tak siedzialam, to sobie chwile poklafcilam z lotta7. Urocze plachandry przerwal mi pan z obslugi, ktory poinformowal mnie, ze moi synowie maja sie nie bawic tam gdzie sie bawia, bo mimo napomnien robia to, czego robic nie powinni. Przerwalam wiec czem predzej ploteczki, zwinelam dzieciarnie i przenioslam sie pietro wyzej zjesc lunch bo pora byla po temu.
Nastepnie przenieslismy sie bawic dalej. Zostalismy wyproszeni z jeszcze jednego mejsca, bo pani dzieci... itede itepe. Zagrozilam panom moim szanownym, ze jesli jeszcze gdzies nas nie beda chcieli, bo "moje dzieci ietde itepe" to zwijamy sie do domu. Koniec zabawy oraz zero szans na drobiazg ze sklepiku. Podzialalo. Zaczeli sie zachowywac. I sluchac.
Cztery godziny i 10$ pozniej jechalismy autostrada I-10 do Tucson. Po drodze zatrzymalismy sie w Ikea. Zjedlismy cos, bo czas nastal odpowiedni. Odstawilam dzieci do przechowalni z dusza na ramieniu po raz setny powtarzajac potomstwu jak sie ma zachowywac. Tydzien temu pager wezwal mnie od kasy po odbior dzieciatek albowiem solidarnie, ramie w ramie wymierzyli sprawiedliwosc jakiemus takiemu, co mial za duzo poduszek (!!!) do zabawy.
Dzisiaj udalo mi sie zaplacic za zakupy zanim ustrojstwo mnie zawezwalo. Czekal na mnie Starszy z oczetami okraglymi ze zdziwienia, ale jak to i dlaczego, przeciez to nie on, tylko tamten.
- Synu, przeciez to ciebie wyrzucili, bo sie nie zachowujesz.
- Tamtego tez! - wrzasnal tryumfalnie Starszy - i on sie w dodatku klocil! Z panem!
- A ty nie?
- Nie - westchnal smetnie, z wyraznym zalem. W to wierze. Przywalic koledze to jedno. Ale wyklocac sie z doroslymi to juz inna bajka.
Pani z przechowalni powiedziala, ze Mlodszy moze zostac, bo nie bral udzialu i ladnie sie bawi. Poszlismy wiec ze Starszym oddac dwa cudne wiklinowe fotele z poduchami na moje patio. Niestety nie zmiescily mi sie do samochodu. Prawde mowiac przypuszczalam, ze sie nie zmieszcza, ale mialam nadzieje, ze nastapi cud i albo fotele ulegna pomniejszeniu albo bagaznik Hondy Accord nagle sie rozciagnie.
Mlodszy padl byl w drodze do domu. Starszy niestety nie. Oczekiwal kolacji. Wytargowal jeszcze poczytanie przed snem. Poczytalam, ale tylko rozdzial, a nie cala ksiazke. I po angielsku, bo nie mialam sily w locie tlumaczyc.
Tak oto minal mi dzien. Kolejny z wielu podobnych do siebie. Nic wielkiego nie robilam. Poprostu bylam. Z moimi dziecmi.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Tak oto minal mi dzien. Kolejny z wielu podobnych do siebie. Nic wielkiego nie robilam. Poprostu bylam. Z moimi dziecmi."
OdpowiedzUsuńTego fragmentu nie zrozumie nikt, kto tego nie przezyl :-)!!!! Pozdrawiam Cie Aniu!!!!
Immienniczka!?
OdpowiedzUsuńSto lat w zdrowiu i radosci!
To tylko bycie z dziećmi "spala" mnie i jestem wypompowana.
OdpowiedzUsuńAle co tam, przegapiłam Twoje imieniny, zatem spóźnione ale szczere, wszystkiego naj....i żeby "bycie z dziećmi" dodawało nam energii
niedługo czas na kolejną rozmowę! a to bycie z dziećmi to momentami bardzo ciężka i stresująca praca
OdpowiedzUsuń