Trzy dni temu zabralam chlopcow w jedno z naszych ulubionych miejsc, czyli do Muzeum dla Dzieci w Phoenix. O tym miejscu juz kiedys pisalam. Nie jest to muzeum w europejskim znaczeniu tego slowa, ale raczej olbrzymi, edukacyjny plac zabaw dla dzieci. Goraco polecam kazdemu, kto z dzieckiem/cmi w wieku od 2 do 10 lat odwiedzi Phoenix.
W Muzeum jest sklepik z ksiazkami i zabawkami. Przed wyjazdem zapowiedzialam:
- Niczego nie kupujemy. Dostaliscie tyle prezentow od Dzieciatka, ze nie chce slyszec o zadnych nowych zabawkach.
- Ale ja mam swoje pieniazki - Mlodszy bujnal mi przed nosem, na oko dosc ciezkim, woreczkiem pelnym cwiercdolarowek, dziesiecio, piecio i jednocentowek - I chce kupic sobie miecz swietlny. Oni tam maja. Wlasciwie to tylko po ten miecz jade - oswiadczyl moszczac sie w swoim krzeselku samochodowym.
Mlodszy od jakiegos czasu jest wielbicielem Star Wars. Nie przeszkadza mu, ze nie widzial ani jednego odcinka tego dziela. Bawi sie w Star Wars, jest postaciami z tego filmu, wymysla nowe odcinki, a potrzebna do tego wiedze czerpie od Meza albo z katalogu Lego. No i brakuje mu swietlnego miecza...
Pomyslalam sobie, ze skoro zamierza przeznaczyc na zakup miecza swoje oszczednosci i tylko w tym celu jedzie, to niech bedzie.
Wracalismy wiec z dwoma mieczami swietlnymi (Mlodszy jest szczodry i ma dobre serduszko dla brata), ktorymi chlopcy blyskali z tylu samochodu. Jechalo sie dobrze, powoli zaczal zapadac zmrok. Kochani wspoluzytkownicy autostrady i ulic w Tucson zadziwiajaco szybko zjezdzali mi z drogi. A ja zadowolona prulam do domu.
- Wszyscy ci zjezdzali, bo mysleli, ze jedzie highway patrol albo policja. Przeciez te miecze nie dosc, ze blyskaja czerwono-niebieskim swiatlem, to jeszcze z podobna czestotliwoscia - uswiadomil mnie w domu Maz
- Wiesz, moze pozycze te miecze kiedys od chlopcow - dorzucil nagle z blyskiem w oku.
- Miecze przychodza z wlascicielami w pakiecie - mruknelam.
W czwartek umowilam sie z moja przyjaciolka Kate do kina. Po latach poczulam, ze wreszcie spokojnie moge wyjsc wieczorem z domu i zamierzam z tego korzystac. Uzgodnilam wiec z Mezem, ze powinien byc w domu najpozniej o 7:25. Obiecalam, ze dzieci beda juz w 100 % "zrobione", tylko zgasic nocne lampki przy lozeczkach. Poinformowalam potomstwo, ze wieczorem wychodze. Do kina.
- Sama?! - zapytal zdumiony Mlodszy.
- Nie, z Kate. - odparalam zgodnie z prawda.
- No, ale bez nas?! - nie mogl zrozumiec Starszy.
- Bez was, to bedzie film dla doroslych.
Obaj wygladali na lekko zszokowanych. Przygladali mi sie przez chwile z lekkim niedowierzaniem.
O 7:10, kiedy to moje umyte i najedzone dzieci powinny byly szukac ksiazeczek do wieczornego czytania uslyszalam nagle przerazliwe zawodzenie Starszego:
- Maaamoooo, a Placek (tak czasem nazywamy Mlodszego) zniszczyl jedna lampke na choince!
Lece wiec pod choinke i widze Mlodszego lezacego pod choinka na brzuchu, ktory to Mlodszy probuje wypluc resztki szkla...
- Polknales cos? - pytam groznie.
- No cos ty! Nie, nic nie polknalem! Przeciez szkla sie nie polyka! - zaprzeczyl oburzony.
- A czy sie gryzie lampki na choince?! - wrzasnelam, bo moje nerwy nie wytrzymaly wizji podrozy na ER z Mlodszym i wielogodzinnego pobytu tamze zamiast milego wieczoru w kinie w towarzystwie Kate.
Dziesiec minut po zdarzeniu pojawil sie w domu Maz.
- Wychodze. Placek przegryzl lampke na choince. Twierdzi, ze nie polknal szkla. Krwi nie bylo - rzucilam i ulotnilam sie najszybciej jak moglam.
W samochodzie opowiedzialam Kate o najswiezszym wyczynie Mlodszego.
- Moj najmlodszy brat byl taki. - powiedziala smiejac sie - Nasza mama powiedziala, ze gdyby byl jej pierwszym dzieckiem, to pozostalby jedynakiem.
- Musze zrobic siku! - wrzasnal Mlodszy i pognal do lazienki.
Jesli myslicie, ze po wsadzeniu glowy do lazienki ujrzalam go oddajacego kulturalnie mocz do klopa, to jestescie w grubym bledzie i nie znacie jeszcze Mlodszego. Mlodszy sikal do... wanny.
- Dlaczego robiles siusiu do wanny?! - staralam sie nie podnosic glosu.
- Bo mi sie nie chcialo podnosic deski - odparl z niewzruszonym spokojem Mlodszy.
Wieczorem zdalam relacje Mezowi dorzucajac kilka obaw o przyszlosc Mlodszego.
- Wiem, on tak robi - przytaknal radosnie Maz - Kiedy na niego patrze, to widze siebie 50 lat temu - dorzucil juz mniej radosnie - I wiesz co? Coraz lepiej rozumiem swoja matke - zakonczyl z westchnieniem.
Tak wiec ciagle cos sie dzieje. Z naszymi dziecmi zdecydowanie sie nie nudzimy. Sylwestrowego poranka Maz z chlopcami wybrali sie nad rzeke, ktora odkryli dwa tygodnie temu niedalego domu. Dzisiaj Maz nakrecil tam krotki film, ktory mozecie sobie zobaczyc. Jest slabej jakosci, bo krecony komorka, ale dobrze widac na nim prawdziwa rzeke, ktora plynie niedaleko naszego domu.
Wiem, ze wiekszosc z Was jest juz od paru godzin w Nowym 2012 Roku. My ciagle jeszcze zegnamy 2011. Zycze Wam i sobie, zeby ten 2012 rok byl dla nas wszystkich dobry, bysmy ogladajac sie wstecz mogli sobie powiedziec, ze nie zmarnowalismy tego czasu, ze jestesmy znowu troche madrzejsi i lepsi.
- Wszyscy ci zjezdzali, bo mysleli, ze jedzie highway patrol albo policja. Przeciez te miecze nie dosc, ze blyskaja czerwono-niebieskim swiatlem, to jeszcze z podobna czestotliwoscia - uswiadomil mnie w domu Maz
- Wiesz, moze pozycze te miecze kiedys od chlopcow - dorzucil nagle z blyskiem w oku.
- Miecze przychodza z wlascicielami w pakiecie - mruknelam.
***
W czwartek umowilam sie z moja przyjaciolka Kate do kina. Po latach poczulam, ze wreszcie spokojnie moge wyjsc wieczorem z domu i zamierzam z tego korzystac. Uzgodnilam wiec z Mezem, ze powinien byc w domu najpozniej o 7:25. Obiecalam, ze dzieci beda juz w 100 % "zrobione", tylko zgasic nocne lampki przy lozeczkach. Poinformowalam potomstwo, ze wieczorem wychodze. Do kina.
- Sama?! - zapytal zdumiony Mlodszy.
- Nie, z Kate. - odparalam zgodnie z prawda.
- No, ale bez nas?! - nie mogl zrozumiec Starszy.
- Bez was, to bedzie film dla doroslych.
Obaj wygladali na lekko zszokowanych. Przygladali mi sie przez chwile z lekkim niedowierzaniem.
O 7:10, kiedy to moje umyte i najedzone dzieci powinny byly szukac ksiazeczek do wieczornego czytania uslyszalam nagle przerazliwe zawodzenie Starszego:
- Maaamoooo, a Placek (tak czasem nazywamy Mlodszego) zniszczyl jedna lampke na choince!
Lece wiec pod choinke i widze Mlodszego lezacego pod choinka na brzuchu, ktory to Mlodszy probuje wypluc resztki szkla...
- Polknales cos? - pytam groznie.
- No cos ty! Nie, nic nie polknalem! Przeciez szkla sie nie polyka! - zaprzeczyl oburzony.
- A czy sie gryzie lampki na choince?! - wrzasnelam, bo moje nerwy nie wytrzymaly wizji podrozy na ER z Mlodszym i wielogodzinnego pobytu tamze zamiast milego wieczoru w kinie w towarzystwie Kate.
Dziesiec minut po zdarzeniu pojawil sie w domu Maz.
- Wychodze. Placek przegryzl lampke na choince. Twierdzi, ze nie polknal szkla. Krwi nie bylo - rzucilam i ulotnilam sie najszybciej jak moglam.
W samochodzie opowiedzialam Kate o najswiezszym wyczynie Mlodszego.
- Moj najmlodszy brat byl taki. - powiedziala smiejac sie - Nasza mama powiedziala, ze gdyby byl jej pierwszym dzieckiem, to pozostalby jedynakiem.
***
- Musze zrobic siku! - wrzasnal Mlodszy i pognal do lazienki.
Jesli myslicie, ze po wsadzeniu glowy do lazienki ujrzalam go oddajacego kulturalnie mocz do klopa, to jestescie w grubym bledzie i nie znacie jeszcze Mlodszego. Mlodszy sikal do... wanny.
- Dlaczego robiles siusiu do wanny?! - staralam sie nie podnosic glosu.
- Bo mi sie nie chcialo podnosic deski - odparl z niewzruszonym spokojem Mlodszy.
Wieczorem zdalam relacje Mezowi dorzucajac kilka obaw o przyszlosc Mlodszego.
- Wiem, on tak robi - przytaknal radosnie Maz - Kiedy na niego patrze, to widze siebie 50 lat temu - dorzucil juz mniej radosnie - I wiesz co? Coraz lepiej rozumiem swoja matke - zakonczyl z westchnieniem.
***
Tak wiec ciagle cos sie dzieje. Z naszymi dziecmi zdecydowanie sie nie nudzimy. Sylwestrowego poranka Maz z chlopcami wybrali sie nad rzeke, ktora odkryli dwa tygodnie temu niedalego domu. Dzisiaj Maz nakrecil tam krotki film, ktory mozecie sobie zobaczyc. Jest slabej jakosci, bo krecony komorka, ale dobrze widac na nim prawdziwa rzeke, ktora plynie niedaleko naszego domu.
Wiem, ze wiekszosc z Was jest juz od paru godzin w Nowym 2012 Roku. My ciagle jeszcze zegnamy 2011. Zycze Wam i sobie, zeby ten 2012 rok byl dla nas wszystkich dobry, bysmy ogladajac sie wstecz mogli sobie powiedziec, ze nie zmarnowalismy tego czasu, ze jestesmy znowu troche madrzejsi i lepsi.
te świetlne miecze ubawiły mnie ;-). Dzieci są naszą kopią więc wystarczy czasami zapytać teściową/teścia , swoich rodziców lub podrzucić swoje dziecko do popilnowania i zaraz rusza lawina wspomnień, ostatnio przy wizycie u irydologa najpierw mój mąż był badany, potem syn i lekarz powiedział że to kopia ojca, więc mam już na kogo zwalić w razie sikania do wanny lub wilczego apetytu, po tatusiu ;-))).
OdpowiedzUsuńelw
kto to jest irydolog?
OdpowiedzUsuńsikanie do wanny lekko mnie podlamalo oraz odpowiedz na pytanie dlaczego? tez nie daje wielkich nadziej na przyszlosc :D
Irydolog-diagnozowanie chorób z tęczówki oka. 5 lat leczyłam dziecko u pediatry, antybiotyk gonił antybiotyk....eh długa historia, ale jako matka-polka oczywiście stawiałam na medycynę z dyplomem i niewiele to dało. Załamana i zrezygnowana postawiłam na irydologa-homeopatę z rosyjskim nazwiskiem i wiesz co niech mnie linczują-od tamtej wizyty upłynęło 5 lat i tylko 3 razy dziecko miało kontakt z antybiotykiem. Piszczulin zastosował odpowiednią dietę plus lekarstwa i 2 wizyty wystarczyły. Można poczytać o nim w necie.
OdpowiedzUsuńTeraz przerabiamy przedszkole z drugim dzieckiem więc wizyta była wpisana w kalendarz spraw koniecznych ;-).
elw