poniedziałek, 17 października 2011

kilka luznych refleksji o rozwodach

Poznalam Ja przy okazji odprowadzania Starszego do szkoly. Na brzuchu, w nosidle trzytygodniowy chlopczyk, u rak uwieszone dwie male dziewczynki: piecio i szescioletnia. Oczy ma podkrazone z powodu nieprzesypianych nalezycie nocy i zaczerwienione, podejrzewam, ze od placzu. Do tego jest nieslychanie szczupla, zeby nie powiedziec chuda.
Nie wyglada na szczesliwa.
Zaczelysmy rozmawiac. Poczatkowo o dzieciach, szkole, nauczycielach, o tym skad jestesmy. Okazalo sie, ze Ona, podobnie jak ja, nie ma nikogo na Dzikim Zachodzie. Pochodzi ze wschodniego wybrzeza, przeniosla sie na zachod rok temu. Nagle zobaczylam siebie. Ja 3-4 lata temu. Zmeczona, smutna, niemalze w depresji, z dwojka malenkich dzieci, z poczuciem utraty wszystkiego co dla mnie najcenniejsze i jeszcze silniejszym uczuciem, ze dalam sie zlapac w pulapke, z ktorej nie ma wyjscia. Wtedy jeszcze nie wiedzialam, ze tak nie bedzie zawsze, ze dzieci podrosna, a mnie bedzie latwiej. Ze uda mi sie wynegocjowac z pracujacym po 12-14 godzin dziennie w tygodniu Mezem "sobote dla mnie", zeby odpoczac troche od dzieci i nie zwariowac.
Tydzien temu Ona z ledwo powstrzymywanym placzem i ogromnym smutkiem w oczach powiedziala mi, ze maz postanowil sie wyprowadzic. Zostawil ja sama z codziennymi obowiazkami wobec trojki dzieci. CiagleJeszczeMaz nie wie, czy chce sie rozwodzic. Dodatkowo los dorzucil inna atrakcje: Ona w zeszly piatek przeszla operacje wyrostka robaczkowego. Nie moze wiec dzwigac, z trudem wykonuje podstawowe czynnosci domowe, bo poprostu boli ja jeszcze brzuch przy kazdym gwaltowniejszym ruchu czy tez wiekszym wysilku. CiagleJeszczeMaz natomiast gleboko sie obrazil, bo musial zostac z trojka dzieci, bo musial nauczyc malenkie dziecko jesc z butelki, bo musial sie zajac domem, bo Ona pojechala sobie na ER, a potem zostala w szpitalu, tak jaby to byly wakacje w SPA. I oczywiscie, wszystko to zrobila z czystej, kobieco-malpiej zlosliwosci, zeby CiagleJeszczeMezowi dokopac.
Ona nie chce sie rozwodzic. Rozumiem ja.
Nie chodzi o to, czy sobie poradzi sama, bez CiagleJeszczeMeza. Poradzi sobie. Gdybym musiala, tez bym sobie poradzila. Nie jest to kwestia mojego przekonania, czy tez wiary. Poprostu to wiem. Kobieta, kiedy musi, da sobie rade. Prawdopodobnie nie bylo by mnie stac na rozne rzeczy. Wychowywala mnie wraz z trzema siostrami tylko Mama i bylo to w okresie glebokiego komunizmu, wiec mysle, ze jakos znoslabym obnizenie stopy zyciowej.
Problemem jest podzial opieki nad dziecmi. Tu gdzie mieszkam jesli oboje rodzice maja prawa rodzicielskie (zeby ich zostac pozbawionym lub miec je ograniczone trzeba stosowac przemoc domowa, znacac sie nad dziecmi, wspolmalzonkiem, uzywac narkotykow, byc chorym psychicznie) i oboje chca sprawowac opieke nad dzieckiem/cmi to maja do tego prawo i to prawo jest respektowane.
Coz to w praktyce oznacza dla dziecka?
Ni mniej, ni wiecej tylko dwa domy, dwa zestawy ubran, dwa zestawy zabawek, dwa zestawy zasad i obyczajow domowych. Dziecko zyje wedlug ustalonego przez rodzicow i sad grafiku: trzy dni z mama, trzy z tata, niedziela na zmiany. Poznalam chlopca, ktoremu rodzice w ten sposob zorganizowali zycie. Nieslychanie smutny pieciolatek.
Zaden kochajacy rodzic nie chce dla swojego dziecka zycia w swego rodzaju schizofrenii. Jako osoba dorosla nie potrafie sobie wyobrazic, ze mieszkam w dwoch domach jednoczesnie.
Nie chodzi tu jednak tylko o milosc rodzicielska. W gre wchodza, a jakze, pieniadze. Jesli rodzice dziela sie opieka nad dzieckiem/cmi nikt nikomu nie musi placic alimentow na dzieci.
Nie jest to wszystko proste. Moja przyjaciolka Kate powiedziala mi kiedys: Dzisiaj chce swoje dzieci klasc codziennie do lozek, rozmawiac z nimi o szkole, pomagac im w lekcjach. Za 15 lat bede wolna.
Rozmawialam z dziewczyna, ktorej rodzice rozwiedli sie, kiedy byla malym dzieckiem. Powiedziala miedzy innymi: Zawsze musialam wybierac. Nigdy nie mialam ich razem.
Nie chce byc zle zrozumiana: absolutnie nie jestem przeciwniczka rozwodow. Rozwody sa potrzebne, a w wielu sytuacjach nie ma innego wyjscia jak tylko sie rozstac.
Jestem jednak zwolenniczka dokladnego przemyslenia zarowno plusow jak i minusow calej operacji. Dla wszystkich. Rowniez dla dzieci.

4 komentarze:

  1. Witaj, Ingrid! Temat tak samo trudny pod każdą szerokością geograficzną!w Polsce trochę inaczej sady podchodzą do tej opieki nad dziećmi po rozwodzie rodziców. dwa domy raczej nie wchodzą w rachubę..i zazwyczaj matka dostaje opiekę, choc ojcowie walczą o prawa.fajnie ujęte jest to w filmie "Tato" z Lindą. w roli dobrego ojca. A zazwyczaj faceci w ogóle nie palą się do tej opieki.Małżeństwo dla dobra dzieci- tak, czasami to działa, ale czy dzieci są szczęśliwe- wątpię,atmosfera w takim domu jest niezdrowa.Boże, dlaczego to kobiety płaca swoim życiem za te pomyłki w wyborze? A skąd tyle potworów w męskiej skórze?Dziewczyny za młodo wychodzą za mąż? Nie znają się na ludziach? Mają inne priorytety w młodości , a inne w dorosłym życiu? Nie wiem , pewnie nie ma jednej odpowiedzi...Żal mi tych nieszczęśliwych kobiet, bo wierzę, ze gdzieś tam jest ktoś, z kim byłyby szczęśliwe!ściskam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, Basiu, dlaczego tak jest. Byc moze wszyscy mamy zbyt wysokie oczekiwania, wyobrazamy sobie malzenstwo jako wiecznie trwajacy miesiac miodowy? A rodza sie dzieci, przychodzi zmeczenie, ilosc obowiazkow rosie, pojawiaja sie pretensje, znika gdzies milosc, szacunek.
    Malzenstwo i rodzicielstwo to ciezka harowa, tylko czesto nie dopuszczamy do siebie tej mysli.

    OdpowiedzUsuń
  3. No , Rodzicielstwo - to szczególnie ciężka harówa bez końca! Jak starszy ? zdrowszy? co to się przyplątało? U nas- rozumiem, jesienne choróbska , ale u Ciebie? no, niech zdrowieje , bo choroba dzieci , to koszmar...ja zawsze umierałam ze strachu o małą! Trzymaj się! Nie daj się!

    OdpowiedzUsuń
  4. wirus, Basiu, wirus
    wszedzie sa
    ale moje dzieci chruja raz lub dwa do roku, wiec nie narzekam :)

    OdpowiedzUsuń