Maz kilka dni temu oddalil sie na czas dluzszy w kierunku swojej konferencji. Zycie Starszego, Mlodszego oraz moje bieglo utartym trybem bez wiekszych niespodzianek. Wczorajszego wieczora zajrzala do mnie Kate; wyzlopalysmy butelke wina, omowilysmy wychowawcze sukcesy, pokiwalysmy glowami nad malzenskimi porazkami i w doskonalych nastrojach rozstalysmy sie.
Poszlam spac. Ledwo zasnelam obudzil mnie placz Mlodszego:
- jest mi zimno - lkalo dziecko.
- ok synku, przykryje cie koldra, to bedzie ci cieplo, dobrze? - naiwnie sadzilam, ze rozwiaze problem i szybko wroce do swojego lozka.
- nieeeee, nie przykrywaj!!! pod moja koldra jest KROKODYL - wrzasnal histerycznie Mlodszy.
- hmmm sprawdzmy razem, czy on tam naprawde sie schowal - powiedzialam i zapalilam gorne swiatlo.
- teraz go nie ma - stwierdzil Mlodszy, kiedy razem odchylilismy koldre i niczego podejrzanego nie znalezlismy - ale on wroci.
- dobra synu, jesli chcesz, mozesz spac dzisiaj ze mna - zaproponowalam, zeby przerwac te dyskusje toczaca sie o 2:00 w nocy.
Spalam moze 15 minut, kiedy dobiegl mnie placz Mlodszego:
- tutaj tez jest krokodyl - zawodzil.
- dziecko, w moim lozku nie ma krokodyla...- probowalam mu tlumaczyc nie calkiem jeszcze dobudzona.
- jest! wielki krokodyl! z ogromna paszcza! - przekonywal mnie Mlodszy.
- nie, w moim lozku nie ma zadnych krokodyli - powiedzialam stanowczo - bo krokodyle i inne strachy bardzo sie boja mamusi! moge tupnac noga i powiedziec: poszedl won, chcesz?
Chcial. Poszlismy spac. Godzine pozniej przyczlapal Starszy, ktoremu tez bylo zimno i bardzo chcial sie przytulic. Na szczescie nic nie wspomnial o czajacym sie w pokoju dziecinnym krokodylu.
Rano obudzilam sie obolala i niewyspana. Starszy juz nie spal i kiedy zobaczyl, ze otwieram oczy powiedzial:
- mamusiu, ja cie tak strasznie mocno kocham.
Dla tych słów warto być mamą...
OdpowiedzUsuń